Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:latorośl | latorózga, latorosc (sł. Eugenisz Gołąbek)
czwartek, 02 marzec 2017 21:44

Krótka opowieść o moim wiernym piesku - Pimpku

Autor: 
Oceń ten artykuł
(7 głosów)
Pimpek Pimpek

NORBERT MACZULIS

Dzisiaj po 16 latach wierności odszedł. Mój wierny przyjaciel. Moja sunia – Pimpek - Pimpi.
   Może to śmieszne, że o tym piszę, ale chciałbym, odnieść się do mojego artykułu na portalu Szwajcaria Kaszubska – Grom z Dachau. Taki pies, jak i mój .. a mądrzejszy niż człowiek.


   Mój piesek, mały, ale tego rodzaju jak Grom. Przyjazny ludziom, który nie zrobił nikomu krzywdy. Mój piesek nigdy nie zaznał kagańca, ani budy. Biegał luzem koło domu i nikomu nie wadził. Często bywał ze mną w Muzeum Kaszubskim fotografowany przez turystów zagranicznych. Z zaciekawieniem i radością.
   4 lata temu miał wypadek komunikacyjny. Złamana miednica. Wg lekarzy – były 3 wyjścia – uśpić, albo pilnować, aby miał jak najmniej ruchu to miednica się zrośnie. Albo usztywnić go śrubami.
   Siedział obolały i wystraszony na stole w przychodni weterynaryjnej i patrzył na mnie swymi wystraszonymi oczyma. Dostawał zastrzyki uśmierzające ból, a nie reagował tylko patrzył na mnie. Czuł coś. A lekarz mówi – ale ona jest w pana wpatrzona. Widziałem, że piesek chciał żyć.
   Wybrałem więc drugą możliwość. Wziąłem 2 tygodnie urlopu i pilnowałem go. Wyrzuciłem kwiaty z wiklinowej małej taczki, położyłem pieska, przykryłem ręcznikami i leżał spokojnie przy mnie na podwórzu. I wykaraskał się i biegał szczęśliwie jeszcze następne lata.   
   Odszedł mi 1 marca 2017  r.. Osłabł w ciągu 5 dni, schorowany – jak się okazało - nieuleczalnie, niewydolność nerek, oceniona przez 3 lekarzy weterynarii. I jednogłośna decyzja – eutanazja albo cierpienia, które i tak sprawią za kilka dni zgon. Moja decyzja...
   Lubił jeździć samochodem. 16 lat jeździł ze mną, od początku do końca. Sprytnie wskakiwał do auta. Wiedział, gdy zbliżałem się do domu przechodził z tylnego siedzenia i siadał mi na kolana. I jechał zadowolony, jak kierowca.
   Gdy nie było mnie w domu (delegacje), przy nadarzającej się okazji wyskakiwał z domu i siedział „na górce” i patrzył na ulicę, czy ja nie jadę. Nikt z rodziny nie mógł go sprowadzić do domu. Uciekał i wracał i nadal czekał.
   Gdy z daleka dojrzał mój samochód dojeżdżający do domu, biegł na przywitanie. Nie wiem, po czym mnie poznawał. Szczęśliwy wskakiwał do samochodu. Ale nie zdarzyło się nigdy, by wskoczył do obcego auta…    
   Bał się burzy. Na 10 km czuł burze. 3 lata temu piorun uderzył przy moim domu, a wcześniej, nawet nie wiem kiedy, pimpek zdążył zbiec na piętro.
   Mojżesz widział palący się metrowy krzaczek. Ja usłyszałem zobaczyłem błysk, huk pioruna i 200 metrowy ogień opadający na jezioro. Wyglądało to tak, jakby opadały sztuczne ognie. Było to ok. godz. 15.. Nic nie wiedząc, wieczorem zasiadam do tv i nic nie działa. Wszystko spalił piorun. Straty 11 tys. zł..
   Pimpi nie przepadał za kąpielą. Musiał mieć jakiś uraz, złe skojarzenia z wodą. I doszedłem do tego. Poprzedni właściciel trzymał te 5 szczeniaków – w tym pimpka - … w wannie w mieszkaniu na os. Wybickiego. I musiało coś zajść dramatycznego, co spowodowało taki stan rzeczy - uraz do wody.
   Gdy pływałem w Jeziorze Raduńskim, a często miało to miejsce, pimpek siedział na brzegu i szczekał. Im dalej odpłynąłem od brzegu, tym bardziej szczekał. Był niespokojny i nerwowy. Aż pewnego dnia – stało się. Przestał szczekać… wskoczył do wody i przypłynął do mnie. Wdrapał mi się na plecy i wrócił na mnie ze mną na brzeg. A co pomyślał: żeby mi to było ostatni raz. Drugim razem cię ugryzę… No i co. Skończyło mi się długie pływanie, bo ciągle obserwował i szczekał na brzegu…  
   Jak przeszedłem na emeryturę był najszczęśliwszy – całą dobę był ze mną. Jak zszedłem mu z oczu – biegał po domu i podwórzu, i szukał mnie.
   Idąc spać, kładł się na fotelu albo na łóżku, tak, abym był w zasięgu jego wzroku – nie spał, a czuwał co jakiś czas otwierając oczy. Kontroler. Gdy ja szedłem spać w nocy, za chwilę był już przy mnie. Drapiąc mnie delikatnie łapką po ramieniu, aby mógł wejść pod kołdrę. I za chwilę zadowolony spał przy mnie.
   Ostatnim razem musiałem wnieść go do samochodu…. Nie miał już sił wejść.
   Trudną decyzję odjąłem ją zaskoczony, znienacka, ze złami w oczach, i z ciężkim sercem, patrząc w oczy mojego pieska, schorowanego, nie mogącego utrzymać się już na własnych nogach. Mam w moich oczach jego smutne błagalne oczy mojego przyjaciela… Zmęczony był wzrok, inny jak po wypadku komunikacyjnym. Jakby nie chciał już żyć. Chciał odejść…
   Cierpiał, już nie słyszał, ale widział. Tak mi się zdawało… Ja cierpiałem razem z nim. Popłakałem się wtedy i później.  
   Po badaniach krwi i usg i otrzymaniu kroplówki, patrzył ma mnie swoimi już zamglonym, zmęczonymi oczyma, zasypiając. Zwinął się z trudem w kłębek i zasnął. Wówczas podjąłem trudną decyzję...  Nie wiem czy słuszną ale... konieczną i dla niego zbawienną.
   Odszedł godnie, bez niepotrzebnej męki, na którą sobie nie zasłużył.
   A Pimpi już śpi, a mi jeszcze łzy lecą.
   Teraz pisząc te słowa, brak mi mojego towarzysza.
   Pustka… i żal.
    Teraz ja się czuję, jak zbity Pies.
   Czy słusznie ?
   Nie wiem, co na to Pimpek odpowie z zaświatów…
   Lekarze stwierdzili, że moja decyzja była bardzo dobra i humanitarna. Ale ja i tak mam wyrzuty…
   I przypomniały mi się inne smutne przypadki. Wyczytałem niegdyś, takie oto przypadki, które podtrzymują mnie na duchu.
   Mianowicie:
   W 1807 r. wojska napoleońskie - francuskie i polskie - w drodze do Rosji walczyły pod Pruską Iławą, na Warmii. Po ciężkich walkach, tego dnia, zginęły tysiące żołnierzy obu stron. Ci co przeżyli, usmoleni, ranni i zmęczeni wracali do swojej bazy.
   Nagle zobaczyli bocianie gniazdo, w którym były pisklęta. Gniazdo zaczęło płonąć, a z nim pisklęta. Nad gniazdem krążyła matka, która po krótkiej chwili w rozpaczy runęła w płomienie i spłonęła wraz z nimi.
   Widzący to żołnierze, po całodziennych zażartych walkach, … popłakali się. Jedyny raz tego dnia…  
   Inny smutny przypadek spotkał polskiego rotmistrza – kawalerzystę (kapitana) z walk wrześniowych w Polsce w 1939 r..
   Przypadek sprawił, że pod koniec wojny, w 1944 r., gdy przebywał już w 2 Korpusie Polskich Zbrojnych na Zachodzie gen. Władysława Andersa idąc z grupą polskich oficerów napotkał na polu orzącego pole chłopa, chyba w Holandii, a koń ciągnął pług. Patrzy z niedowierzaniem. Toż to jest jego koń z kampanii wrześniowej z 1939 r.. Koledzy oficerowie śmieją się. Chłop powiada, że konia kupił od Niemców. Rotmistrz podszedł do konia. Zaczął go głaskać. Koń poznał go po latach, położył usłużnie swoją głowę na ręce swojego rotmistrza-kawalerzysty.
   Gdy rotmistrz podniósł głowę swojego konia, w jego oczach zobaczył płynące… łzy. Nie wiem, jaka była reakcja oficera. Pewnie podobna…

   Ja doszedłem do wniosku, że stara słuszna dewiza sprawdziła się, że im bliżej poznajesz ludzi, tym bardziej kochasz psy. Są tego godne. Na pewno.
   Od zarania dziejów pies był przyjacielem człowieka. Tylko, czy jest tak i odwrotnie ?
   Nie bo:
Homo homini lupus est,
– człowiek człowiekowi wilkiem jest…
   Odsyłam więc do wcześniej przedstawionego przeze mnie ciekawego tekstu Grom z Dachau na Szwajcaria-Kaszubska. pl
                        *****
   A na pamiątkę mojemu Pimpiemu wystawiłem pomniczek. Kiedyś kupiłem pieska – podobnego do mojego - z masy plastikowej z lampką ogrodową w pyszczku z baterią słoneczną. Ustawiłem go naprzeciw okna mojego domu, do którego zaglądał Pimpi. Teraz ten zagląda mi też – tylko bez ruchu… - i przypomina dawne dobre, doczesne ziemskie, przemijające czasy.
   I te przyszłe, pozaziemskie… do których przecież nieuchronnie zmierzamy.

 

Czytany 2432 razy Ostatnio zmieniany wtorek, 04 kwiecień 2017 03:15
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl