Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:mięsny | miãsny (sł. Eugenisz Gołąbek)
niedziela, 01 lipiec 2018 00:00

Kartuzy i powiat kartuski pod okupacją niemiecką w 1939 r.

Autor: 
Oceń ten artykuł
(1 głos)

KARTUZY I POWIAT KARTUSKI POD OKUPACJĄ NIEMIECKĄ W 1939 R.

Celem artykułu jest wykazanie eksterminacji ludności kaszubskiej dokonywanej przez niemieckie władze okupacyjne w okresie drugiej wojny światowej w mieście i powiecie, a udokumentowanej relacjami osób biorących udział w tych tragicznych wydarzeniach.
Tragizm Kaszubów polegał na tym, że zaraz po odzyskaniu niepodległości w 1920 r. władze Polski Odrodzonej odnosiły się do nich z rezerwą, często nawet żywiąc do nich uraz. Powszechnie bowiem niesłusznie uważano Kaszubów za Niemców. Było to wielkim błędem, wynikającym z niezrozumienia złożonej sytuacji na Kaszubach. Prawda tymczasem była taka, że Kaszubi byli wierni Rzeczypospolitej, a nie Rzeszy.
Kaszuby to teren, na którym od wieków krzyżowały się interesy Polski i Niemiec. Polska racja stanu wymagała współpracy z Kaszubami o dostęp do morza, zaś racja stanu Rzeszy potrzebowała Kaszubów, by móc łatwiej na wschodzie połączyć się z krajami bałtyjskimi. Stąd też ostra rywalizacja polsko - niemiecka o te tereny i ludność. Sytuacja zaostrzyła się z chwilą powstania Wolnego Miasta Gdańska. Niemcy zaczęli wysuwać roszczenia wobec Wolnego Miasta Gdańska i obszaru oddzielającego ich od Prus Wschodnich, tzw. korytarza, który odcinał Polskę od morza.
Kaszubi mieli również swój udział w wojnie polsko-sowieckiej lat 1918 - 1921. Jak wynika z pisma Przewodniczącego Wydziału Powiatowego w Kartuzach mgr Jana Beliny z dnia 19 października 1938 r. w walkach tych poległo 27 żołnierzy z powiatu kartuskiego” (AP Gdańsk, Wydział Powiatowy 1869 - 1939 , sygn. 32/74, Sprawy pomników dla poległych żołnierzy Wojska Polskiego w latach 1918 - 1920, f. 9 - 40.).
W dniu 28 czerwca 1919 r. podpisany został pokojowy Traktat Wersalski z Niemcami, na mocy którego m.in. 62% powierzchni Prus Zachodnich - w tym prawie cały powiat kartuski - wracały do Polski.
Postanowienia wersalskie o włączeniu terenów Kaszub do Polski wymagały jednak wielu przygotowań wojskowych, które podjęte zostały w końcu 1919 r. w Warszawie. Po ratyfikacji w dniu 10 stycznia 1920 r. Traktatu Wersalskiego przez Rzeszę Niemiecką, w dniu 17 stycznia na te tereny wkroczyły wojska polskie Frontu Pomorskiego pod dowództwem generała Józefa Hallera.
Już w początkach lutego 1920 r. wiedziano w Kartuzach, że Niemcy niebawem opuszczą Kaszuby. Stacjonujący w Garczu niemiecki Grenzschutz (Straż Graniczna), w skład którego wchodzili żołnierze regularnej armii niemieckiej ustępował w kierunku przejścia granicznego w Gowidlinie względnie Bukowinie.
Do Kartuz oddziały „błękitnej armii” gen. Hallera - 1 Pułk Ułanów Krechowieckich wkroczył w dniu 8 lutego 1920 r.. Administracja niemiecka przekazała swą władzę administracji polskiej. Ludność kaszubska serdecznie witała wojska polskie, a w jej imieniu - mecenas Emil Sobiecki jako pierwszy polski starosta powiatu kartuskiego.
W dniu 10 lutego „błękitna armia” zakończyła przejmowanie Pomorza we władanie Polski, zaś sam gen. Haller dokonał w Pucku symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Natomiast (...) następne dni lutego - jak pisał w swych „Pamiętnikach” gen. J. Haller - wykorzystałem do objazdu całego Pomorza, a więc miejscowości: Działdowo, Lidzbark, Brodnica, Wąbrzeźno, Grudziądz, Gniew, Tczew, Kościerzyna i Kartuzy, a wreszcie tucholską puszczą przez Chojnice, Koronowo, Nakło zajechałem do Bydgoszczy, którą zajęły już wojska Dowbora- Muśnickiego (...) (N. Maczulis, Z dziejów kaszubskiej osady przyklasztornej zakonu kartuzów (1382 – 1920), „Kaszubskie Zeszyty Muzealne” Z. 3 1995, s. 45 – 52.).
Kartuzy po zakończeniu pierwszej wojny światowej i przekazaniu tych ziem Polsce przez niemiecką administrację powiatową nadal pozostawały siedzibą władz powiatowych. Znajdowały się tu instytucje powiatowe: jak Starostwo Powiatowe, Wydział Powiatowy, Komenda Powiatowa Policji Państwowej, Nadleśnictwo, Komisariat Straży Granicznej, Urząd Skarbowy, Inspektorat Kontroli Finansowej, Sąd Powiatowy i Zarząd Urzędu Poczty.
Ważnym wydarzeniem w życiu nowo utworzonego miasta była wizyta Prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego w Kartuzach w dniach 27 - 29 kwietnia 1923 r.. W podróży Prezydentowi RP towarzyszyli: gen. Władysław Sikorski - Prezes Rady Ministrów, Marszałek Sejmu RP Maciej Rataj, Marszałek Senatu Wojciech Trąpczyński, Minister Wojny gen. Kazimierz Sosnkowski, Minister Skarbu Władysław Grabski, Prymas Polski Ks. Kardynał Edmund Dalbor oraz inni posłowie i senatorowie. W wygłoszonej w mieście mowie Prezydent Wojciechowski podkreślił wielkie znaczenie Kaszub dla Polski, jako korytarza łączącego ją z morzem. Wezwał Kaszubów do walki gospodarczej dla zdobycia całkowitej niezależności gospodarczej od Niemiec, a szczególnie od zniemczonego Gdańska (T. Bolduan, Trybun Kaszubów. Opowieść o Antonim Abrahamie, Gdańsk 1989, s. 79 - 80.: Por. też: „Pielgrzym” nr 52, 53 z 1923 r..: Zob. też N. Maczulis, Kartuzy herb i prawa miejskie, Kartuzy 2008.).
W Kartuzach Prezydent Wojciechowski powiedział. iż „Polska stara się już przeszło trzy lata pozyskać Gdańsk życzliwością i ekonomicznymi ustępstwami. Okres ten należy uważać za skończony. ... Należy odciąć Gdańskowi te wszelkie soki żywotne, które bierze z Polski, i to na tak długo, póki w Gdańsku nie weźmie góry inny, trwały kierunek, który nie chce walki ani robienia trudności, ale szukać będzie lojalnej współpracy i uzna Polskę.
(Z. Witkowski, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej 1921 – 1935, Warszawa – Poznań – Toruń 1987, s. 111.)
Stosunki polsko-gdańskie były napięte. Stąd też budowa portu w Gdyni była priorytetem, a starzy Kaszubi związani byli emocjonalnie bardziej z Gdynią niż z Gdańskiem. Jak poinformował mnie syn ówczesnego starosty kartuskiego Bronisława Ostoji Sędzimira - Jerzy, który jest emerytowanym profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (Archiwum Muzeum Kaszubskiego im. F. Tredera Kartuzy (AMK Kartuzy), Dokumenty i Materiały, Akta Personalne, Bronisław Ostoja Sędzimir, sygn. Z. 22, f. 3 - 4.), w okresie, gdy Jego ojciec był Starostą w Kartuzach, potrafił przekonać kartuski Sejmik Powiatowy o potrzebie i celowości budowy elektrowni wodnej na rzece Raduni w Rutkach, która dostarczać mogła energię dla powstającej wówczas Gdyni. Następnie brał udział w pracach organizacyjnych przy realizacji tego projektu. Wyrazem uznania zasług w tej inwestycji było zaproszenie go do dokonania uroczystego włączenia pierwszej linii zaopatrującej Gdynię w prąd elektryczny. Nagrodą za jego projekt były oferowane mu za symboliczną opłatę dwie duże parcele na Kamiennej Górze. Starosta kartuski Sędzimir jednak odmówił ich przyjęcia. Ze względu na tragiczne, ale bardzo interesujące losy kartuskiego starosty i jego rodziny pozwolę sobie nieco przybliżyć jego sylwetkę. Jakże typowa sytuacja polskiej rodziny okresu wojny, na pewno warta zainteresowania i zadumy.
Bronisław Ostoja Sędzimir urodził się w 1893 r. we Lwowie. Ojciec był kwestorem miejscowego Uniwersytetu Jana Kazimierza. Bronisław Sędzimir żonaty był z Ireną z domu Geppert, która zmarła w 1974 r. w Krakowie.
Studiował prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza, które ukończył po pierwszej wojnie światowej. Brał udział w obronie Lwowa, walcząc na Cytadeli. Natychmiast po uzyskaniu niepodległości przez Polskę podjął pracę w administracji państwowej. Skierowany do Torunia przybył tam kilka dni po wycofaniu się władz niemieckich i wziął udział w organizowaniu polskich służb cywilnych. W 1923 r. został mianowany przez Ministra Spraw Wewnętrznych Starostą Powiatowym w Kartuzach. W 1926 r. podczas przewrotu majowego dokonanego przez Marszałka Józefa Piłsudskiego opowiedział się po stronie rządowej, za co w 1929 r. został odwołany ze starostwa w Kartuzach i przeniesiony do Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego w Toruniu. W 1931 r., mając 38 lat, został skierowany na emeryturę. Następnie pracował w strukturach samorządowych jako kierownik Wydziałów Powiatowych do 1936 r. w Radziechowie, a następnie aż do wybuchu drugiej wojny światowej w Stryju k. Lwowa. W drugiej połowie września 1939 r. przedostał się wraz ze starszym synem Bronisławem - studentem II roku medycyny Uniwersytetu Jana Kazimierza - na Węgry. Pozostał tam do 1946 r. pracując oficjalnie w Czerwonym Krzyżu, a poza tym działając w jednej z placówek wywiadu utrzymujących kontakt władz w Londynie z krajem. W 1946 r. w dramatycznych okolicznościach udało mu się przedostać przez Austrię do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Od 1948 r. do swej śmierci w 1982 r. mieszkał w Nowej Zelandii.
Jego starszy syn Bronisław - ur. w 1919 r. we Lwowie - walczył w roku 1940 we Francji. Ukończył medycynę w Wielkiej Brytanii. Przez wiele lat kierował bardzo przez siebie rozbudowanym oddziałem chirurgii mózgu w Walton Hospital w Liverpool. Zginął w 1984 r. w wypadku samochodowym w Chinach.
Młodszy syn Jerzy - ur. w 1924 r. w Kartuzach - w 1940 r. uciekł wraz z matką ze Stryja chroniąc się przed aresztowaniem lub wywozem na zsyłkę. Po ukończeniu wojny studiował w Akademii Górniczo-Hutniczej oraz w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1995 r. przeszedł na emeryturę jako profesor Akademii Górniczo-Hutniczej. W 1996 r. Profesor przyjechał do Kartuz i na moje ręce przekazał dar dla Muzeum Kaszubskiego. Była to srebrna waza z wyrytym herbem rodzinnym i napisem „W dowód szacunku i wdzięczności za kilkuletnią pracę i starania dla dobra powiatu naszego - Powiatowy Związek Komunalny Powiatu Kartuskiego - Kartuzy w czerwcu 1929 r.”. Waza została wykonana w Gdańsku, a otrzymał ją Bronisław Ostoja Sędzimir, gdy odchodził ze stanowiska Starosty Powiatowego w Kartuzach. Zdobi ona dzisiaj ekspozycje Muzeum Kaszubskiego.
Waza usadowiona jest obok kryształowego pucharu z polskim godłem narodowym, na którym dumnie widnieje napis innego niecodziennego ofiarodawcy: Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy. Obok wyeksponowany został kolejny dar - wazonik z chińskiej porcelany, przekazany w lutym 1998 r. przez odwiedzającego nasze Muzeum Konsula Generalnego Chińskiej Republiki Ludowej (N. Maczulis, Kartuzy z dziejów miasta i powiatu, Kartuzy 1998, s. 26 - 27.).
Ostatni Starosta Powiatowy w Kartuzach przed wybuchem wojny mgr Jan Belina był dobrym organizatorem, lubianym i szanowanym przez mieszkańców. Był człowiekiem skromnym i prawym.
Urodził się 20 grudnia 1890 r. w Zarszynie (dawna Galicja, województwo podkarpackie - Bieszczady). Studia ukończył z tytułem magistra prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.
W czasie I wojny światowej walczył jako oficer i dostał się do niewoli rosyjskiej. Po wojnie pracował jako referendarz w Starostwie w Rzeszowie, skąd po kilku latach został przeniesiony do Grudziądza na stanowisko wicestarosty, a następnie do Kartuz na stanowisko Starosty Powiatowego.
Z chwilą wybuchu drugiej wojny światowej we Wrześniu 1939 r. cała rodzina musiała opuścić Kartuzy i pociągiem ewakuacyjnym, pod ciągłym bombardowaniem Niemców, dojechała do miejsca przeznaczenia, Chełma Lubelskiego. Tam spotkała się z Ojcem, który w ostatniej chwili opuścił Kartuzy i dotarł szczęśliwie do Chełma (AMK Kartuzy, Dokumenty i Materiały, Akta Personalne , Jan Belina, sygn. Z. 27, f. 4. Relacja córki J. Beliny Bolesławy Wasilewskiej.: Szerzej zob. N. Maczulis, Kartuzy z dziejów miasta..., s. 27 - 28.).
Jak wspomina Stanisław Bieliński, redaktor „Gazety Kartuskiej” „... w dniu wybuchu wojny, tj. 1 września 1939 r. rodzina Bielińskich opuściła Kartuzy w południe ostatnim pociągiem ewakuacyjnym kierując sie w głąb kraju na wschód Polski. Ewakuacja nastąpiła na polecenie starosty Beliny. Wraz z ojcem i bratem Bieliński znajdował się na liście osób niebezpiecznych dla Rzeszy Niemieckiej, których nazwiska umieszczone były w księdze poszukiwań Polaków >Fandbuch fur Polen< za prowadzoną wrogą działalność na łamach >Gazety Kartuskiej< względem Niemiec hitlerowskich. Po wielu perypetiach osiadł w Lublinie. ...” (AMK Kartuzy, Dokumenty i Materiały, Akta Personalne, Stanisław Bieliński, sygn. Z. 28, f. 1.)
W dniu 1 września 1939 r. natarcie na Pomorze Gdańskie podjęła IV amia Wehrmachtu pod dowództwem gen. Güntera von Kluge. W tym czasie do całego świata ryczał przez radio Führer narodu niemieckiego Adolf Hitler: „Die polnische Pest muss ausgerotten werden” - „polska zaraza musi być wytępiona”. Jego po zęby uzbrojone wojska krok po kroku zdobywały polską ziemię, waląc w nią ogniem i żelazem, z lądu, powietrza i morza.
IV armia gen. art. v. Kluge składała sie z sześciu dywizji piechoty oraz dwóch dywizji zmotoryzowanych i jednej pancernej. Te ostatnie stanowiły XIX korpus pancerny dowodzony przez gen. Heinza Guderiana. W skład wymienionej armii wchodziło ponadto kilka mniejszych jednostek (brygad i dowództw odcinków straży granicznej). Von Kluge otrzymał zadanie: z przygotowanych stanowisk wyjściowych na rubieży Krajenka – Człuchów przejść do ataku, przekroczyć rzekę Brdę i szybko osiągnąć głównymi siłami zachodni brzeg Wisły na odcinku Topolno – Grudziądz, odcinając drogę odwrotu oddziałom broniącym sie w głębi Pomorza Gdańskiego. Następnie częścią sił przystąpić do zniszczenia odciętych od południa oddziałów polskich, częścią zaś przeprawić się przez Wisłę i przystąpić przy współdziałaniu z III armią (z Prus Wschodnich) do likwidacji ocalałych oddziałów polskich na wschodnim brzegu Wisły. Ze składu IV armii wydzielona została 207 dywizja piechoty, która pod dowództwem (B. Hajduk, Kartuzy i powiat w latach 1939 – 1945 , W: Dzieje Kartuz, t.2, Kartuzy 2001, s. 156 błędnie podaje, iż atakująca Kartuzy 4 września 1939 r. 207 dywizja piechoty dowodzona była przez mjr. Karla von Tiedemanna. Karl von Tiedemann był generałem majorem Wehrmachtu i pochodził ze Stargardu Szczecińskiego.) gen. mjr. Karla von Tiedemanna otrzymała samodzielne zadanie. Miała nacierać na kierunku Bytów – Kościerzyna i dalej na wschód, dążąc do połączenia się z siłami gdańskimi oraz brygadą piechoty „Eberhardt” (z Prus Wschodnich) i we współdziałaniu z siłami morskimi, dowodzonymi przez Marinegruppenkommando Ost admirała Albrechta, rozbić Lądową Obronę Wybrzeża.

Odrodzona w 1918 r. Polska, niestety, niewiele mogła przeciwstawić niemieckiej przemocy, gdyż z wojskowego punktu widzenia obrona małego skrawka ziemi, jakim było Pomorze Gdańskie, usadowionego pomiędzy Prusami Wschodnimi a Pomorzem Zachodnim była niezwykle trudna. Na terenie województwa pomorskiego stanowiska obronne zajęła armia „Pomorze” pod dowództwem gen. dyw. Władysława Bortnowskiego w składzie czterech dywizji piechoty i dwóch brygad: kawalerii i Obrony Narodowej.

Na północ od armii „Pomorze” bronić się miała Obrona Wybrzeża, dowodzona przez kontradm. Józefa Unruga. Była ona jednak podzielona na Morską Obronę Wybrzeża kmdr. dypl. Stefana Frankowskiego i Lądową Obronę Wybrzeża płk. Stanisława Dąbka (F. Szczęsny, W krainie Gryfa, Gdańsk 1987, s. 205 – 206.: N. Maczulis, Z dziejów Kartuz i walk Kaszubów o niepodległość w latach 1939 – 1945, „Kaszubskie Zeszyty Muzealne” Z. 4 1996, s. 35 - 36.).

Płk Dąbek wyznaczony został na to stanowisko w lipcu 1939 r. (Od chwili powstania Brygady w 1937 r. do dnia 22 lipca 1939 r. jej dowódcą był płk dypl. Józef Sas – Hoszowski, a od 23 lipca do 19 września 1939 r. płk Stanisław Dąbek.: Gdynia 1939. Relacje uczestników walk lądowych, Wstęp, wybór, komentarze W. Tym, A. Rzepniewski, Gdańsk 1979, s. 55.). Podlegały mu dwa pułki strzelców morskich, Morska Brygada Obrony Narodowej oraz kilka improwizowanych pododdziałów. Większość z nich, podobnie jak bataliony Obrony Narodowej „Gdynia”. „Kartuzy”, zmobilizowane zostały z rezerwistów zamieszkujących powiaty o nazwach jak bataliony. Mobilizacje, w miarę możliwości, przeprowadzono skrycie 24 sierpnia. Wcześniej, bo już latem w pomorskim zmobilizowano żołnierzy ok. 12 tysięcy podoficerów rezerwistów i uzupełniono nimi jednostki bojowe w głębi kraju.

Na dwa lata przed wybuchem drugiej wojny światowej Polacy zaczęli tworzyć w różnych częściach kraju „tanie wojsko” o charakterze milicyjnym zwane brygadami Obrony Narodowej. Ogólną koncepcją takiego wojska było powiększenie sił obronnych w trakcie wybuchu wojny. Na Obszarze Nadmorskim stan sił zbrojnych był szczupły, przy jednoczesnym dużym zaludnieniu rezerwistów. Stąd wystąpiła konieczność wykorzystania ich i zorganizowania oddziałów niezbędnych na wypadek konfliktu zbrojnego (Gdynia 1939..., s. 51.).
Tak powstał IV Batalion Obrony Narodowej „Kartuzy”, który rekrutował się z mieszkańców Kartuz, Żukowa i Chmielna, a składał się ze starannie dobranych i dobrze wyszkolonych kadr oficerskich i żołnierskich (A. Rzepniewski, Obrona Wybrzeża w 1939 r., Warszawa 1964, s. 66.).
Od momentu wybuchu wojny do 5 września 1939 r. dowodził nim kpt. Marian Mordawski, od 6 do 17 września 1939 r. mjr Stanisław Hochfeld, a od 17 do 19 września 1939 r. kpt. Roman Wasilewski. W skład batalionu wchodziły trzy kompanie. Pierwsza, dowodzona przez kpt. R. Wasilewskiego (Aneks nr 1), miała bronić rejonu miasta, druga, którą dowodził kpt. Michał Pikuła, działała w rejonie Żukowa, trzecia natomiast, dowodzona przez kpt. Stanisława Grajskiego, działała w rejonie gminy Chmielno (N. Maczulis, Z dziejów Kartuz..., s. 36,: tenże, Kartuzy z dziejów miasta i powiatu..., s. 35.: B. Hajduk, Kartuzy i powiat..., s. 156.). Wojska te miały walczyć dwa – trzy dni na przedpolu oraz około tygodnia na Kępie Oksywskiej. Nie miały one żadnych szans powodzenia, nikt nie miał przyjść im z pomocą, z góry skazane były na zagładę (F. Szczęsny, op. cit., s. 207.). Batalion kartuski liczył 250 oficerów i 756 żołnierzy uzbrojonych w karabiny ręczne, a dla porównania, z nacierających jednostek Wehrmachtu, jedynie 207 dywizja piechoty, liczyła 17. 901 oficerów i żołnierzy uzbrojonych w broń ręczną. Również w sprzęcie przewaga hitlerowców była druzgocąca (B. Hajduk, op. cit., s. 156.).
W dniu 2 września w godzinach popołudniowych niemiecka 207 dywizja piechoty zajęła Kościerzynę, a 3 września połączyła się na najwęższym odcinku Pomorza z siłami gdańskimi. 4 września maszerowała na Kartuzy mając przed sobą 1 kompanię kpt. R. Wasilewskiego. Dostępu do miasta od strony Żukowa broniła kompania kpt. M. Pikuły, która już od 1 września odpierała silne ataki sił gdańskiej Landespolizei. Kompanię kpt.R. Wasilewskiego wspierał pluton zwiadu, pluton ciężkich karabinów maszynowych ppor. Szczęsnego i jedno działko przeciwpancerne, którego celowniczym był Michał Flisykowski ze Sławek, brat Alfonsa - dowódcy obrony Poczty Polskiej w Gdańsku. Dodatkowym silnym wsparciem tego pododdziału był pociąg artyleryjski, który w sposób improwizowany zorganizowano w dniu 1 września w Kartuzach. Jego załogę stanowili żołnierze i kolejarze uzbrojeni w broń małokalibrową.
W tym miejscu oddajmy należyty hołd kartuskim kolejarzom, którzy podjęli się nierównej walki, przybliżając po latach ich wyczyn.
Zawiadowca stacji kolejowej w Kartuzach Jan Żmijewski w dniu 1 września polecił wszystkim kolejarzom pozostanie na swych stanowiskach. Załoga stacji podporządkowała się władzom wojskowym. Z inicjatywy kolejarzy i żołnierzy zbudowano zestaw lokomotywy z wagonem towarowym, tzw. węglarką. Lokomotywę natomiast opancerzono prowizorycznie grubą blachą, a poustawiane po bokach przebudowanej węglarki skrzynki z piaskiem stanowiły osłonę. Na węglarce zamontowano armatkę małego kalibru. Cywilnym kierownikiem improwizowanego pociągu opancerzonego mianowano kartuskiego kolejarza Józefa Stoltmanna, a na maszynistę wyznaczono Bernarda Walentowskiego - również mieszkańca Kartuz. Dowództwo wojskowe przejął por. Matuszak. Pociąg osłaniała drużyna kaprala Jana Białki z Somonina w składzie: Józef Soboń z Goręczyna, Zając i Feliks Rompski z Kiełpina, Józef Bronk ze Sławek, Pachura z Leśna oraz Szymichowski z Goręczyna.
W późnych godzinach popołudniowych 2 września kartuski pociąg opancerzony z załogą kilkunastu żołnierzy i uzbrojonych kolejarzy ruszył na swój pierwszy zwiad w kierunku Żukowa. Przed Starą Piłą napotkał na przeszkodę nie do usunięcia - zerwany wiadukt kolejowy. W takiej sytuacji musiał wrócić do Kartuz. W drodze powrotnej jednak natknął się na patrol gdańskiej Landespolizei, który wolał nie ryzykować podjęcia walki z załogą pociągu.
Następnego dnia w godzinach porannych pociąg - zwany często „Smokiem” - wsparty plutonem kolejarzy i plutonem junaków, wykonał śmiałe kontrnatarcie na przeważające siły wroga, które zajęły rejon Żukowa. Siły gdańskie zostały wyparte z elektrowni Rutki i z samego Żukowa. Nie starczyło jednak sił na trwałą obronę tych miejscowości, zaś pociąg potrzebny był też do wykonania innych zadań. Dowódca baonu kpt. Mordawski postanowił bowiem wysłać go na zagrożony odcinek obrony od strony Somonina. Już w somonińskim lesie doszło do potyczki z oddziałem Wehrmachtu. Do walki z wrogiem włączyła się grupa źle uzbrojonych chłopów z Somonina i okolicznych wsi. Załoga pociągu i tzw. leśni ludzie przez ok. półtorej godziny prowadzili walkę z Niemcami. Dopiero po nadejściu posiłków Wehrmachtu od strony Kościerzyny pociąg wycofał się z powrotem do Kartuz.
Gdy pododdziały niemieckiej 207 dywizji piechoty gen. v. Tiedemanna z jednej strony, a gdańskie jednostki Landespolizei z drugiej podeszły pod Kartuzy, kolejarze zebrali się w Szkole Powszechnej nr 1 i po burzliwej dyskusji postanowili opuścić miasto. Część z nich ruszyła w kierunku Gdyni, część w kierunku Wejherowa.
Po zajęciu Kartuz Niemcy zatrzymali się w mieście licząc się z atakiem sił polskich. Spodziewali się uderzenia z kierunku północnego i południowego, które miało doprowadzić siły polskie do połączenia się z armią „Pomorze”. Gdy spodziewany atak nie nastąpił, siły Wehrmachtu skierowano na Gdynię.
Natychmiast po wkroczeniu oddziałów niemieckich do Kartuz utworzono obóz dla internowanych. (Aneks nr 2). Początkowo został rozlokowany w baraku i w stajni przy ulicy Przy Wodociągach. Było to jednak tylko tymczasowe. Obiekty nie były ogrodzone, a więźniowie przebywali zamknięci w pomieszczeniach strzeżonych przez posterunki żołnierzy Wehrmachtu, prawdopodobnie któregoś z oddziałów 207 dywizji piechoty. Pierwszymi więźniami tego obozu byli wzięci do niewoli strażnicy graniczni, kilku żołnierzy i osoby cywilne z Kartuz i okolicy. Byli oni nawet stosunkowo znośnie traktowani. Pozwalano na dostarczenie paczek i widzenia z rodzinami. Jednak pomieszczenia, w których przebywali, w ogóle nie odpowiadały celom, jakim miały służyć. Między 15 a 20 września, przeniesiono internowanych do byłego obozu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w Borowie, około 500 m od jeziora Karlikowo. Wokół bazy tego obozu, zwanego „Stanicą Harcerską”, oddział Arbeitsdienstu wybudował kilka prymitywnych baraków, ogrodził cały obóz drutem kolczastym, ustawił wieżyczki dla strażników i oświetlił. Znajdującą się niedaleko obozu nowo zbudowaną posesję, której właścicielem był Polak z Kartuz Jan Hirsz, zarekwirowano. Rozlokowano w niej komendę obozu. Funkcję komendanta pełnił oficer Wehrmachtu. Strażnikami byli początkowo członkowie Arbeitsdienstu zamienieni w końcu września przez pododdziały Wehrmachtu.
Przez cały okres istnienia obozu wśród więzionych tam Polaków przeważali wzięci do niewoli żołnierze, funkcjonariusze polskiej policji, strażnicy graniczni, celnicy oraz kolejarze i pocztowcy. Do obozu na przełomie września i października 1939 r. przywieziono około 40 – osobową grupę polskich żołnierzy pochodzenia żydowskiego, z których większość w połowie października rozstrzelano w pobliżu obozu. Dzienny stan więźniów w obozie oceniano w relacjach na około 600 – 700 osób.

Więźniów codziennie prowadzono do prac rolnych w okolicznych folwarkach. Poza tym członkowie Selbstschutzu zabierali po kilku lub kilkunastu internowanych do pracy u poszczególnych rolników niemieckich. Przy komendzie obozu funkcjonowała komisja składająca się z funkcjonariuszy Abwehry (wojskowy wywiad i kontrwywiad). Przesłuchiwała ona przede wszystkim jeńców wojskowych, a zwłaszcza oficerów oraz strażników granicznych. Prócz tej komisji do obozu przyjeżdżała często grupa SS-manów członków Selbstschutzu z Kartuz z landratem Herbertem Buschem oraz grupa terenowa 16 oddziału policji bezpieczeństwa. Ta ostatnia grupa miała do dyspozycji pododdziały z SS – Wachtsturmbann Eimann. Pododdział ten dokonywał egzekucji więźniów wyselekcjonowanych przez wymienione komisje. Tylko w pojedynczych przypadkach mordowano na terenie obozu lub w pobliżu. Większość osób wywożono do miejsca masowej zbrodni w lesie koło Kalisk lub do lasu Szady Buk. Poza tym kilka transportów wywieziono w niewiadomym kierunku. Wśród więźniów panowało przekonanie, że te ostatnie transporty były skierowane do Stutthofu. Jednak, jak się później zorientowano, tylko niektórzy więźniowie z obozu w Borowie tam dotarli. Inni po prostu zaginęli. Chociaż tylko trzy przypadki masowych zbrodni przypisuje się strażnikom Wehrmachtu, a większość zbrodni popełniły grupy z 16 oddziału policji bezpieczeństwa, SS – Wachtsturmbann Eimann oraz Selbstschutzu, cała odpowiedzialność za te czyny spada na wojskową komendę obozu, która wydawała internowanych Polaków, wiedząc jaki czeka ich los.

Od końca listopada 1939 r. część więźniów zaczęto zwalniać, zwłaszcza internowanych cywilów. Natomiast część przekazywano sukcesywnie do innych obozów, w tym także do obozu Stutthof, początkowo przez obóz w Nowym Porcie, a później bezpośrednio. Wiosną 1940 r. pozostało w obozie już tylko około 50 jeńców wojennych. Grupa ta będąca w dyspozycji Wehrmachtu pracowała przy urządzaniu nowego obozu jeńców w Dzierżążnie. Tam też został przeniesiony obóz z Borowa. W miejsce jeńców polskich, których odesłano do innego obozu, przywieziono jeńców francuskich (Stutthof, hitlerowski obóz koncentracyjny, Warszawa 1988, s. 59 - 61.).

Obszar powiatu kartuskiego (Kreis Karthaus) wchodził pod względem administracyjno-państwowym w skład Reichsgau Danzig – Westpreussen - okręgu Rzeszy Gdańsk - Prusy Zachodnie. Powiat graniczył od północy z powiatem wejherowskim, od wschodu z terenem byłego miasta Gdańska, od południa z powiatem kościerskim i od zachodu – z Prowincją Pomorze (Provinz Pommern), tj. z powiatem lęborskim i bytowskim (J. Walkusz, Kościół katolicki w kartuskiem (1939 - 1945), W: „Nasza Przeszłość”. Studia z dziejów Kościoła i kultury katolickiej w Polsce, t. 70, Kraków 1988, s. 149 - 151.).
Z wybuchem drugiej wojny światowej rozpoczął się antypolski terror na tych ziemiach. Władzę w mieście powierzono Heinrichowi Lau, niemieckiemu burmistrzowi komisarycznemu, a od 1 kwietnia 1942 r. Philippowi Hübnerowi (Zob. B. Hajduk, op. cit, s. 157 - 159.), którzy wraz z kierownikiem powiatowym i landratem Herbertem Buschem prowadzili zbrodniczą politykę zgodną z duchem narodowego socjalizmu (W. Jastrzębski, J. Sziling, Okupacja hitlerowska na Pomorzu Gdańskim w latach 1939 - 1945, Gdańsk 1979, s. 91.). Landratury lat 1939 - 1945 działały na podstawie Dekretu z października 1939 r.. Kompetencje landratów na czas wojny zostały rozszerzone. Chodziło przede wszystkim o działalność polityczną, ideologiczną i narodowosocjalistyczną.
Niemieccy burmistrzowie kartuscy nie byli w mieście ludźmi lubianymi. Byli odrażajacy, bardzo obowiązkowi, rygorystyczni i butni - jak większość Niemców. Polacy bali się ich i ci, którzy nie musieli, woleli się z nimi osobiście nie spotykać. Burmistrz Hübner idąc ulicą miasta, potrafił uderzyć dziewczynę w twarz za to, że do koleżanki mówiła po polsku.
Jego też pewnie pomysłem w początkach wojny było zorganizowanie w Kartuzach wystawy w ustawionych na Rynku namiotach wojskowych, na którą spędzono ludność całego miasta i okolic. Wywieszono napis z tytułem: „Deutsche Ordnung und polnische Wirtschaft” - „Niemiecki porządek i polska gospodarka”. Celem było moralne upodlenie i zastraszenie tutejszej ludności.
Za akt sprawiedliwości dziejowej uznali na pewno Kaszubi wyrok procesu odbytego przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, który słusznie osądził i skazał na kary śmierci zbrodniarzy hitlerowskich. Niektórzy zapewne żałowali, że nie było wśród nich kartuskich prominentów hitlerowskich. Sytuacja w tym powiecie była reprezentatywna dla całego obszaru okręgu Rzeszy Gdańsk - Prusy Zachodnie. O tym jednak - przez pamięć i szacunek do zgładzonych – nie wolno nam nigdy zapomnieć - szczególnie w kontaktach z Niemcami i zjednoczoną Europą. Musimy strzec naszej historii i tradycji.
Miejscowa ludność kaszubska, której liczba w mieście sięgała bez mała 5 tys., a w powiecie prawie 64 tys., była zmuszana do podpisywania Deutsche Volksliste - Niemieckiej Listy Narodowej. Kaszubi otrzymywali przeważnie III grupę tzw. eingedeutscht – zniemczeni, która obejmowała kolejne trzy kategorie osób. Posiadacze III i IV grupy DVL otrzymali bardzo ograniczone prawa wynikające z przynależności do Rzeszy. Jedynie obowiązki pozostały te same – służba w Wehrmachcie i wychowywanie dzieci w duchu niemieckim (W wyciągu aktów więziennych Władysława Malińskiego z okresu okupacji podane jest nazwisko Hübnera - niemieckiego burmistrza Kartuz. Przymuszano W. Malińskiego do podpisania Niemieckiej Listy Narodowej – Deutsche Volksliste, której W. Maliński nigdy nie podpisał.: AMK Kartuzy, Dokumenty i Materiały, Akta Personalne, Władysław Maliński, sygn. Z. 13, Dowody pracy administracyjnej Władysława Malińskiego - podreferendarza Starostwa Powiatowego w Kartuzach, f. 23.).

(Aneks nr. 3).
W dniu 14 września 1939 r. na Wzgórzu Wolności w Kartuzach zostali zamordowani: Robert Gransicki, Leon Cichosz, Nikodem Klucza, Leon Litwin i Paweł Nacel. Byli członkami Polskiego Związku Zachodniego i zasłużonymi dla miasta i regionu. W lesie pod Kartuzami - na Kaliskach - w dniu 27 października 1939 r. Niemcy rozstrzelali 76 Polaków z Kartuz i Kaszub. W tym mordzie brali udział prócz hitlerowców konwojujących transport, esesmani z Grzybna i Kobysewa, a przebiegiem egzekucji kierował landrat Herbert Busch oraz generał SS i policji z Gdańska Richard Hildebrandt.
Jednym z zamordowanych wówczas działaczy był kartuski drogerzysta Feliks Wieczorek (AMK Kartuzy, Dokumenty i Materiały, Akta Personalne, Feliks Wieczorek, sygn. Z. 43, f. 1.). Urodził się w dniu 2 listopada 1893 r. w Sulmierzycach. W okresie zaboru pruskiego przebywał w Lipsku, Dreźnie, Berlinie i Katowicach. Po przyłączeniu w 1920 r. Kaszub i Kartuz do Polski F. Wieczorek otworzył przy Rynku w Kartuzach Drogerię Pomorską. Był działaczem Polskiego Związku Zachodniego w Kartuzach. Po wybuchu drugiej wojny światowej we wrześniu 1939 r.. Niemcy przeprowadzili rewizję w domu jego siostry Czesławy Frankowskiej. Znalezione tam dokumenty spowodowały, że Wieczorek został aresztowany, osadzony w kartuskim więzieniu, później więziony w Borowie i wykorzystywany do prac wykopkowych. Następnie wywieziony został na Kaliska i tam rozstrzelany wraz z innymi Polakami w dniu 27 października 1939 r..
W dniu 11 listopada 1939 r. 47 innych więźniów wywieziono z Kartuz do lasu w okolice Egiertowa do tzw. „Szadego Buku”, tu strzelano do skazanych, a zranionych dobijano kolbami i łopatami. W dniu 25 listopada 1939 r. na Kaliska przywieziono kolejną grupę Polaków, w tym wielu księży. Rozstrzelano ich, a część utopiono w bagnach. Zginęli wówczas m. in. mieszkańcy Kartuz - drogerzysta Jan Zaremba, rzeźnik Franciszek Kuczkowski, Jan Zimmerman, stomatolog Stefan Skoracki, drogomistrz - Jan Cyganek, urzędnicy - Feliks Drążkowski, Antoni Walaszkowski, Józef Renachowski, Władysław Jakusz-Gostomski, Antoni Reiter. Egzekucją kierował znowu Busch i Hildebrandt. Na podstawie niemieckich rozporządzeń wojennych można stwierdzić, że tylko jesienią 1939 r. w powiecie kartuskim zostały zamordowane 193 osoby (W. Jastrzębski, J. Sziling,op. cit. , s. 104.: Por. też J. Walkusz, op. cit., s. 209 - 211.).
Młodzi Kaszubi, których rodziny zostały zniemczone, zmuszeni byli odbywać służbę wojskową w Wehrmachcie i kierowani byli na front. Większości z nich udało się uciec na stronę aliantów i służyli później w II Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa. Inni do końca wojny pozostali w Wehrmachcie. Wrócili potem do domu - gdzie szykanowało ich polskie UB - lub w obcym mundurze pozostali na zawsze na polu walki. Ci Kaszubi leżą dzisiaj obok swych niemieckich towarzyszy niedoli jako żołnierze niemieckiego Wehrmachtu.
Gorszy los spotkał jednak tych, którzy trafili na front wschodni. Wielu z nich w niemieckich mundurach walczyło pod Stalingradem. Ci jednak - nie mieli gdzie uciekać (Na froncie wschodnim, pod Stalingradem w 1942 r., walczył w mundurze żołnierza Wehrmachtu 18 - letni Kaszuba Klemens Stawicki rodem ze Staniszewa. W walkach został dwukrotnie ciężko ranny. Trafił do niemieckiego szpitala polowego. Tylko to uratowało go od niewoli sowieckiej lub niechybnej śmierci na froncie lub mrozie. Zmarł w Kartuzach jesienią 1997 r. w wieku 73 lat.). Jedyną ich szansą mogły być próby symulowania wypadku podczas urlopu w domu. Ale było to sprawdzane z wielką dokładnością i karane z niemiecką surowością - natomiast rodzina - trafiała do obozu koncentracyjnego. (Aneks nr 4).
Społeczność kaszubska była brutalnie prześladowana, stąd też nic dziwnego, że na tym terenie utworzył się ruch oporu i powstała organizacja podziemna "Gryf Kaszubski", a od 1941 r. - "Gryf Pomorski". (Aneks nr 5).
Szczególnie tragiczny los spotkał księży powiatu kartuskiego. Ks. Józef Paszotta z Przodkowa został aresztowany jesienią 1939 r. ze względu na posiadanie broni. Trzy dni był zatrzymany w kościele w Przodkowie wraz z dwoma innymi ukrywającymi się księżmi. Następnie zmuszeni byli przybyć do Kartuz na przesłuchanie. Nie trwało ono długo, gdyż wśród przesłuchujących znajdował się ogrodnik z Kartuz i jednocześnie szef kartuskiej NSDAP - Fritz Gutjahr. Znał osobiście ks. Paszottę i za jego wstawiennictwem został on zwolniony. Podobnego zdania byli inni członkowie komisji - Niemcy z Kobysewa, którzy znali księdza jako przewodniczącego ich spółki wodnej. Ks. Paszotta został zwolniony i przeżył całą wojnę (J. Walkusz, Kościół katolicki..., s. 218 - 219. : N. Maczulis, Kartuzy z dziejów miasta i powiatu..., s. 38 - 39.).
Po latach syn Fritza Gutjahra - Heinz-Jürgen Gutjahr odwiedził mnie kilkakrotnie w Muzeum. Opowiadał mi o sytuacji w Kartuzach w okresie wojny. Mieszkał w Kartuzach jeszcze przed wojną. Jak opowiadał, ludzie nazywali jego ojca „czarny diabeł”. Ale ojciec - jeżeli tylko mógł - pomagał wielu ludziom. Dowodem tego - wg opowiadań syna - był fakt, że gdy wojna zakończyła się, Gutjahr był w Kartuzach i nikt z mieszkańców nie uczynił mu krzywdy. Z Kartuz poszedł pieszo do Niemiec w okolice Lubeki, gdzie mieszkał i żył. Czy aby spokojnie?
Tragiczny los spotkał również proboszcza kartuskiego dr Leona Połomskiego, który został aresztowany i uwięziony przez Gestapo. Był on z tej parafii, która oddała w 1920 r. gminie ewangelickiej kamień pamiątkowy z pobytu króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Kamień ów został wówczas przekazany pastorowi ewangelickiemu Wernerowi Müllerowi. Obaj księża znali się już od 1927 r. dobrze się rozumiejąc i przyjaźniąc. Gdy więc ks. Połomski trafił do obozu koncentracyjnego w Stutthofie niemiecki pastor Müller poszedł osobiście do kierownika NSDAP w Kartuzach Fritza Gutjahra prosząc o ratowanie swego polskiego przyjaciela (R. Ciemiński, Album Kartuski, Gdańsk 1991, s. 26.). Jednak jego wstawiennictwo nie było skuteczne Ks. L. Połomski w Stutthofie był już tylko numerem 9981 i musiał ciężko pracować. Przy tej pracy został ciężko pobity i zmarł w dniu 5 sierpnia 1940 r. (J. Walkusz, Kościół katolicki.., s. 216.: tenże, Wojenne losy duchowieństwa katolickiego ziemi kartuskiej 1939 – 1945, s. 44.).
Pozostała po nim cenna pamiątka znajdująca się w Muzeum Kaszubskim w Kartuzach. Jest to kolorowa płaskorzeźba z gliny przedstawiająca mękę Chrystusa na krzyżu i u Jego stóp Matkę Boską i Marię Magdalenę. Zabytek ten pochodzi z 1800 r.. Codziennie przypomina mi ona o tragicznie zmarłym ks. Połomskim.
Równie tragiczny los spotkał księży - Antoniego Arasmusa z Kiełpina i Bernarda Łosińskiego z Sierakowic. Ks. Arasmus został aresztowany w początkach września 1939 r. i osadzony w więzieniu w Kartuzach. Wydobył go jednak stamtąd Niemiec Albert Höhne właściciel majątku w Borczu. Idąc za radą Höhne ks. Arasmus przebywał 4 tygodnie w jego dworku, aby uniknąć ponownego aresztowania. W każdą niedzielę Höhne przywoził ks. Arasmusa na Mszę św. do swoich parafian. Gdy - jego zdaniem - minęło zagrożenie, manifestował swą polskość i potępiał politykę hitlerowską. Z tego powodu został aresztowany w dniu 27 października 1939 r.. Po przesłuchaniu w Kartuzach 5 eskortujących księdza esesmanów wywiozło go samochodem na egzekucję do lasu kartuskiego, znajdującego się przy drodze prowadzącej do Kościerzyny. Tam go rozstrzelali, dobili kolbami i zakopali w ziemię niedaleko miejsca zbrodni. Następnie udali się na plebanię i zrabowali ją.
Niemcy zamordowali też w barbarzyński sposób zasłużonego dla polskości 75 letniego staruszka - ks. kanonika Bernarda Łosińskiego z Sierakowic. Urodził się on w dniu 20 maja 1865 r. w Wielu. Był trzykrotnym posłem do Sejmu Pruskiego, a w 1920 r. posłem do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Był zasłużonym działaczem społeczno-narodowym, założycielem spółdzielni polskich na Kaszubach. Za swoją działalność odznaczony został Orderem Polonia Restituta. W dniu 7 kwietnia 1940 r. Gestapo aresztowało i osadziło go w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu-Sachsenhausen. W dniu 18 kwietnia 1940 r., gdy klęczał przed blokiem obozowym został zabity kijami przez oprawców(Tenże, Kościół katolicki..., s. 208 - 209 i 215. : tenże, Wojenne losy..., s. 41 - 43.).
Położenie kościoła katolickiego w okresie drugiej wojny światowej było bardzo trudne. W wyniku bezpośrednich eksterminacji oraz wysiedleń i zsyłek do obozów koncentracyjnych największe straty w okręgu Gdańsk - Prusy Zachodnie w okresie okupacji poniósł Kościół katolicki powiatu kartuskiego. Na tych ziemiach sytuacja Kościoła była bardzo trudna. Spośród 33 kapłanów z 20 parafii powiatu kartuskiego, 12 zostało zamordowanych jesienią 1939 r., 3 zginęło w obozach koncentracyjnych, inni pozostawali krócej lub dłużej w obozach i więzieniach (Tenże, Kościół katolicki..., s. 154 i 219.: N. Maczulis, Kartuzy z dziejów miasta..., s. 40.).

Czytany 2297 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 02 sierpień 2018 12:40
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Polecamy

Agro-Dorota
( / Baza noclegowa)

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl