Wydrukuj tę stronę
środa, 06 styczeń 2016 12:54

Elektrownia wodna w Rutkach

Autor: 
Oceń ten artykuł
(9 głosów)
Elektrownia wodna w Rutkach Elektrownia wodna w Rutkach list Bronisławy Knopkiewicz, córki Stanisława Knopkiewicza pracownika administracyjnego Elektrowni Rutki

Niedawno otrzymałam list od Pani Bronisławy Knopkiewicz, córki Stanisława Knopkiewicza pracownika administracyjnego Elektrowni Rutki. Jest bardzo ciekawy materiał epistolograficzny, przyczyniający się do pogłębiania historii Kartuz i okolic. Interesujący jest także fakt, że Pani Bronisława Knopkiewicz urodziła się w Kartuzach, przy ulicy Kościerskiej, na której znajduje się Muzeum Kaszubskie.

Mam nadzieję, że zaciekawi Państwa treść tego listu, gdyż autorce przyświecał cel upowszechnienia i popularyzacji historii naszego Regionu. Stąd decyzja moja o opublikowaniu listu na łamach portalu szwajcaria-kaszubska. 

Tytułem wstępu kilka słów o Elektrowni wodnej w Rutkach.

Elektrownia wodna w Rutkach powstała w 1910 roku. To najstarszy obiekt tego typu w okolicach Kartuz na biegu rzeki Raduni. Zaopatrywała w energię elektryczną Kartuzy, Gdańsk, a od 1924 roku także Gdynię.

Jak ważny był to obiekt, świadczy chociażby fakt zwiedzania elektrowni przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Stanisława Wojciechowskiego  w dniu 27 kwietnia 1923 roku.

 Zarząd elektrowni miał swoją siedzibę w Kartuzach, przy ulicy 3 Maja.. Kierownikiem elektrowni w Rutkach był inżynier Taczanowski. Obiekt w latach 20. ubiegłego wieku spełniał ważną funkcję prądotwórczą nie tylko dla społeczności lokalnej, ale także dla nowopowstającego portu w Gdyni. Stąd Sejmik Powiatowy na posiedzeniu w dniu 1 sierpnia 1927 r. powziął uchwałę o rozbudowie elektrowni. W latach 1928- 1930 elektrownia umożliwiała dostarczanie prądu 6 liniami wysokiego napięcia o łącznej długości 170 km do Gdyni, Kościerzyny a także na powiaty kartuski i morski. Ciekawostką jest, że Kartuzy w 1928 roku posiadały  98 lamp elektrycznych oświetlających ulice i place.

W czasie II wojny światowej elektrownia przeszła w ręce niemieckich zarządców komisarycznych. Elektrownia w Rutkach jest  elektrownią przepływową, czyli nie wymagającą zbiornika retencyjnego, dzięki czemu nie musi być powiązana z innymi obiektami tego typu z okolicy. II wojna światowa nie spowodowała większych uszkodzeń  samej elektrowni ani urządzeń w niej działających. Już w 1945 roku przystąpiono do ponownego wytwarzania prądu pochodzącego z sił płynącej wody.

Szanowna Dyrekcjo Muzeum!

Szanowni Pracownicy!

            13 listopada 2015 roku, w telewizji regionalnej TVP Gdańsk, w Panoramie Gdańskiej o godz. 18.30, ukazał się wywiad z pracownikami Elektrowni Rutki, połączony z filmem przedstawiającym ten zakład. Fakt ten pobudził mnie do wspomnień z lat mojego dzieciństwa i zainspirował do przeglądu rodzinnego albumu ze zdjęciami. Nie jestem zorientowana, czy w Kartuzach istnieje jakaś organizacja, instytucja, stowarzyszenie, Zrzeszenie Kaszubsko Pomorskie, zajmujące się zbieraniem materiałów dotyczących historii Kartuz. Dlatego zwracam się z prośbą do Państwa, o przekazanie tego listu i załączonych zdjęć do instytucji zbierającej materiały historyczne, bowiem moja rodzina związana jest z elektrownią Rutki i Kartuzami. Jestem w posiadaniu kilku zdjęć, między innymi oryginału zdjęcia z pobytu w Rutkach Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Uważam, że ta wizyta prezydenta w Rutkach, była wydarzeniem bezprecedensowym, a może pracownicy nie wiedzą nawet, że miała miejsce.

            Mój ojciec, Stanisław Knopkiewicz, urodził się 16 października 1895 roku w miejscowości Winnagóra w Wielkopolsce. Winnagóra to posiadłość Henryka Dąbrowskiego i jego spadkobierców. W kościele parafialnym znajduje się grób Henryka Dąbrowskiego. Tak, jak wielu innych Polaków, mieszkających na ziemiach objętych zaborem, ojciec mój został powołany do służby wojskowej i wysłany do walki na front zachodni do Francji. W 1918 roku, wykorzystał zamęt, który powstał w wojsku po wybuchu rewolucji, zdezerterował i przyjechał do rodzinnej wioski. Gdy wybuchło Powstanie Wielkopolskie, przyłączył się do Powstania i uczestniczył w nim, aż do zwycięskiego końca. I Wojna Światowa skończyła się. Polska odzyskała niepodległość. Powstańcom, dla których skończyła się walka, zaproponowano służbę w Straży Granicznej i Celnej. Należało tylko przejść odpowiednie przeszkolenie. Ojciec mój skorzystał z tej propozycji. Skierowano go na kurs dla Straży Granicznej i Celnej do Wielenia nad Notecią. Tam poznał moją matkę Marię. Po ukończeniu kursu, skierowano go na placówkę Straży Granicznej na granicy Wolnego Miasta Gdańska. Placówka stacjonowała w Matarni. W dniach wolnych od pracy, zwiedzał Gdańsk i okolicę. Zawitał też do Kartuz. Kaszuby i Kartuzy zauroczyły go swym pięknem. Zachwycił się widokiem lasów, jezior, urozmaiconym pagórkowatym terenem i postanowił osiedlić się w Kartuzach. Zwolnił się z pracy w Straży Granicznej i zatrudnił w Elektrowni Rutki w administracji. Budynek administracyjny znajdował się tuż przy elektrowni. I wtedy to, gdy rozpoczął tam swą pracę, miała miejsce wizyta prezydenta Stanisława Wojciechowskiego w Rutkach utrwalona na zdjęciu. Mój ojciec to pierwsza osoba, ten w jasnym kapeluszu. Następną osobą jest prezydent Stanisław Wojciechowski, ten w meloniku.

            Główne biura elektrowni Rutki znajdowały się w Kartuzach przy ul. 3-go Maja, od tej samej strony, gdzie jest park, tuż za budynkiem będącym własnością państwa Pawelczyków. Przypominam sobie nazwiska niektórych pracowników administracyjnych Elektrowni Rutki, takie jak inżynier Taczanowski mieszkający w służbowym mieszkaniu na parterze budynku, w którym były biura. Z Kartuz dojeżdżał do pracy w elektrowni samochodem. Woził go kierowca o nazwisku Drajer (nie znam pisowni tego nazwiska). W biurze pracowali: Edmund Formela. Alojzy Potrykus, Marta Brzozowska, dozorca Roszkowski. Innych osób nie przypominam sobie. Panowie E. Formela i A. Potrykus, po wojnie nie wrócili do Kartuz. Edmund Formela osiedlił się w Kanadzie, a Alojzy Potrykus we Francji. W 1923 r. ojciec ożenił się z poznaną w Wieleniu Marią i zamieszkał w Kartuzach, w wynajętym mieszkaniu u państwa Pioch przy ul. Kościerskiej. Tam się urodziłam - 28 sierpnia 1926 roku. Ojciec znalazł zatrudnienie w Wydziale Powiatowym w Kartuzach, pełniąc tam funkcję kierownika działu rachuby, aż do wybuchu wojny w 1939 roku. W 1932 roku ukończył budowę własnego domu przy ul. Prokowskiej 10b. Dom ten został z nieznanych mi powodów niedawno rozebrany. Już nie istnieje. Uchronił się przed rozbiórką, gdy powstała nowa ulica, równoległa do ul. Prokowskiej.

            W Kartuzach ojciec udzielał się politycznie i społecznie. Działał w organizacji o nazwie Związek Powstańców i Wojaków. Organizował zebrania, spotkania, ćwiczenia, akademie z okazji świąt państwowych. Przygotowywał i wygłaszał referaty.

            Wojna w 1939 r. zastała go na wyjeździe służbowym w Gdyni. W ten sposób uniknął aresztowań i rozstrzelania działaczy politycznych i inteligencji Kartuz i okolicy. W Gdyni też uniknął cudem śmierci. Wszystkich mężczyzn niebędących zameldowanymi w Gdyni, Niemcy gromadzili w kościołach i salach np. kinowych. Ojciec mój znalazł się w kościele przy ul. Świętojańskiej. W pewnym momencie pod kościół zajechały samochody ciężarowe. Zarządzono ustawianie się czwórkami i wchodzenie do samochodów. Ojciec ustawił się w czwórce wraz ze znajomymi, którzy też znaleźli się w kościele. Gdy byli już blisko wyjścia, do ich czwórki dołączył jakiś obcy mężczyzna. Jeden z niemieckich funkcjonariuszy wrzasnął po niemiecku: „Co, nie umiecie liczyć do czterech?!”, szarpnął mojego ojca i wypchnął poza czwórkę. Wyprowadzeni znajomi nie wrócili do domów. Wywieziono ich na rozstrzelanie. Być może do lasów w Piaśnicy. Gdy już załadowano wszystkie samochody, zaczęto wydawać przepustki. Ojciec, który znalazł się w dosyć odległej nowej czwórce, dostał taką przepustkę, z poleceniem powrotu do miejsca swego zameldowania. Gdy wrócił do Kartuz, po jakimś czasie zaczął funkcjonować Urząd Pracy. Zgłosił się tam i wysłano go do Ulkau, do pracy w niemieckim gospodarstwie. Zimą nie był tam potrzebny. Zwolniono go i wrócił do Kartuz. Ponieważ znał dobrze język niemiecki, tak w mowie jak i w piśmie, otrzymał przez Urząd pracy nakaz pracy administracyjnej w nadleśnictwie w Sulęczynie. W tym samym czasie, rodzice zostali wywłaszczeni z posiadania domu i otrzymali nakaz jego opuszczenia. Tak więc ojciec udał się do Sulęczyna razem z cała rodziną. Przebywaliśmy tam do końca wojny. Ale niemieccy donosiciele wytropili ojca i 11 listopada 1940 r. został aresztowany i osadzony w obozie koncentracyjnym w Stutthofie. Przeszedł gehennę obozową, przeżył ewakuację obozu i „marsz śmierci”, doczekał wyzwolenia i w kwietniu 1945 r. wrócił do domu, do rodziny. W 1945 r. wróciliśmy z Sulęczyna do Kartuz. Rodzice odzyskali dom. Ojciec wrócił do pracy. Stał się inicjatorem i organizatorem budowy pomnika na cmentarzu kartuskim dla zamordowanych przez Niemców Polaków. Załączam zdjęcia tego pomnika. W 1949 r. sprzedał dom w Kartuzach. Znalazł pracę w Gdańsku i tam się wraz z rodziną osiedlił. Do przejścia na emeryturę był związany z pracą administracyjną w elektrowni. W Gdańsku pracował w elektrowni „Ołowianka”. Zmarł 8 listopada 1966 r. Jego żona Maria, zmarła 24 marca 1974 r. Nie żyją też ich dzieci Irena, Tadeusz i Kazimierz. Żyje córka Bronisława, (autorka listu) mająca obecnie 89 lat.

Bronisława Knopkiewicz

Galeria

{gallery}1019{/gallery}
Czytany 4765 razy Ostatnio zmieniany środa, 06 styczeń 2016 20:34
Barbara Kąkol

Barbara Kąkol - Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (od 2015 r.)

Zapraszam do http://muzeum-kaszubskie.pl/

Najnowsze od Barbara Kąkol

Artykuły powiązane