Wydrukuj tę stronę
wtorek, 09 październik 2018 17:44

Lubòtny Gòsce tegò zéńdzeniô, czcigodni zebrani!

Autor: 
Oceń ten artykuł
(1 głos)
autor książki z najstarszą obecną na spotkaniu 91 – letnią Elżbietą Wiśniewską i burmistrzem Wojciechem Kankowskim autor książki z najstarszą obecną na spotkaniu 91 – letnią Elżbietą Wiśniewską i burmistrzem Wojciechem Kankowskim

Rozrost Banina notowany w ciągu ostatnich dwudziestu lat jest zdumiewający i na pewno też dla większości z nas zaskakujący. Jest to proces, który trwa w zawrotnym tempie, które może się jeszcze nasilać. Jego motorem napędowym jest wciąż jeszcze niedosyt mieszkań w kraju oraz prawo rynku, które otwiera przedsiębiorcom budowlanym możliwość sporych zarobków. Niestety, ten aspekt powoduje, że traci na tym estetyka okolicy, znikają wartościowe obiekty i miejsca, pojawiają się nawet przekłamania, jak promowanie nowych osiedli powstających w sąsiednich wsiach z wykorzystaniem jednak spopularyzowanej nazwy "Banino".

Te w szybkim tempie zachodzące zmiany urbanistyczne oraz społeczne - w tym także etniczne - generują ciąg różnych zjawisk, zarówno negatywnych jak i pozytywnych. Na plan pierwszy wypływają problemy infrastrukturalne. Mieszkańcy potrzebują dróg, lamp, chodników, kanalizacji i innych niezbędnych do życia udogodnień. To całkiem zrozumiałe, choć na pewno spędza sen z powiek władzy sołeckiej i samorządowej. Wśród wielu pozytywów należy wskazać na społeczną integrację realizowaną w dużym stopniu przez organizacje pozarządowe, wzajemną pomoc czy pobudzanie do osiągania wyższych poziomów aktywności artystycznej, zawodowej czy naukowej.

Wszystko to - mając na względzie dalszy rozrost wsi - przynosi dla nas wezwania, każe już teraz patrzeć w nie tak odległą przyszłość i koncentrować wysiłki, które przygotują nas w pełni na przyjęcie za nią odpowiedzialności. Taka świadomość dobrej wspólnej przyszłości powinna stać się naturalną potrzebą wszystkich mieszkańców. Żeby tak było trzeba pokochać swoją wieś, miasto, okolicę. Trzeba czuć z tym terenem silny emocjonalny związek, należy z szacunkiem i wyrozumiałością odnosić się do każdego mieszkańca. Zwłaszcza zaś należy głęboko doceniać dorobek minionych pokoleń, ich pracę, pot, często przelaną krew, po to przecież, byśmy my dziś i w przyszłości mogli tu dobrze i bezpiecznie żyć. Stąd wypływa generalna potrzeba poznania dziejów Banina i okolicy, jak się okazuje dziejów bardzo ciekawych: często dramatycznych, ale także niezwykle pięknych.

Poznanie tych dziejów powinno napełnić nas zdrową dumą. Stwierdzenie "Jestem mieszkańcem Banina, Miszewa, Pępowa, Rębiechowa" czy jakiejkolwiek innej miejscowości, winno dla każdego brzmieć majestatycznie, powinno być źródłem szczerej radości. Jednocześnie w tak pojmowanym sformułowaniu zawiera się troska o naszą okolicę i każdego mieszkańca. Zawiera się w nim też całe to piękne dziedzictwo, którego my jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami. Wówczas staje się naszym miłym obowiązkiem - zwłaszcza wobec naszych poprzedników, a także następców - godnie i mądrze dbać i przekazywać to dziedzictwo.

W promowanej książce podjąłem trud zdefiniowania przede wszystkim właśnie tego dziedzictwa. Muszę przyznać, że pracy tej towarzyszyła nieustanna radość ciągłego okrywania niezwykle ciekawych rzeczy. Prawdziwą perłą jest przedwojenna historia wielkiego sukcesu Banina na wielkich wojewódzkich dożynkach w Kartuzach. Udało się zainicjować to odkrycie dzięki zdjęciu odnalezionemu w poznańskim archiwum, na którym widnieje napis "Banino", a zwłaszcza dzięki relacjom sędziwych mieszkańców. Na pierwszym miejscu wymienić trzeba prawie stuletnią Marię Kobielę z Kościerzyny, pochodzącą z domu Richert z Banina. To ona grała jedną z głównych ról w tamtym wydarzeniu. Ta piękna historia pokazuje, że istniał tu przed wojną zespół, że mieszkali tu bardzo zdolni i kreatywni ludzie.

Wielokrotnie ta kreatywność, rozsądek, doświadczenie, także pracowitość i wytrwałość, decydowały o przetrwaniu w czasie wojny. Nie wolno nam zapominać, że gminne wówczas Banino i okolica były obszarem straszliwego frontu radziecko-niemieckiego w walkach o Gdańsk. Skala cierpienia była tu przeogromna. Dzięki licznym relacjom żyjących i nieżyjących świadków (wspomnę choćby takie nazwiska jak: Stanisław Hasse z Miszewa, Alojzy Falk z Banina, Franciszek Bollin z Rębiechowa, czy żyjące osoby Gertruda Richert z Banina, Agnieszka Pettke i Aniela Woźniak) udało się ocalić od zapomnienia bardzo dużo bezcennych szczegółów z tych dramatycznych dni. Udało się też stworzyć pierwszą listę ofiar ostatniej wojny zawierającą blisko stu nazwisk. Wszystkim moim rozmówcom, wymienionym i niewymienionym, dziękuję w sposób szczególny za wszelkie informacje. Książka ta jest przede hołdem dla nich i dla wszystkich, którzy przed nami współtworzyli tę kaszubską tożsamość naszych wsi.

Ta generalna wartość, ukształtowana przez ludzi w ciągu wieków, skondensowana jest - być może trochę nieudolnie - na tych bez mała 300 stronach. Jest to już teraz niejako kamień węgielny pod dalsze strategiczne decyzje dotyczące przyszłości wsi i okolicy. Wskazuje na pewne możliwości, a czasem konieczności, dalszych działań. W zakończeniu książki prezentuje wizję 15 -tysięcznego Banina i jego możliwego funkcjonowania.

Kończąc pragnę podziękować wszystkim, którzy pomogli mi, wspierali i zachęcali do stworzenia tej pracy. Jeszcze raz dziękuję wszystkim moim informatorom, dziękuję znakomitym recenzentom ks. prof. Janowi Perszonowi i prof. Karolowi Polejowskiemu za wnikliwą analizę i sugestie, dziękuję siostrze Krystynie Honoracie Pettke za laudację i pomoc w zbieraniu materiałów, franciszkaninowi Zbigniewowi Joskowskiemu i prof. Andrzejowi Grothowi i wielu innym za cenne podpowiedzi. Gorące podziękowania dla wielu mieszkańców za bezcenny materiał ikonograficzny, zwłaszcza za najdawniejsze zdjęcia. Na koniec najgoręcej dziękuję mojej Rodzinie, zwłaszcza żonie za cierpliwość, wyrozumiałość i wszelaką pomoc. Wszystkim wielkie Bóg zapłać.

Eugeniusz Pryczkowski

Galeria

{gallery}1889{/gallery}
Czytany 2305 razy
Eugeniusz Pryczkowski

Najnowsze od Eugeniusz Pryczkowski

Artykuły powiązane