Wydrukuj tę stronę
niedziela, 01 lipiec 2018 00:00

Płatek róży białej Niepublikowany rękopis jeńca wojennego spisany w latach 1940 – 1945 w Stalagu II B Hammerstein (Czarne) V

Autor: 
Oceń ten artykuł
(1 głos)

1943 rok

18 IV

Spotkanie z Xavier. Rozmawiamy o figlu, który wymyślili mieszkańcy jednego z baraków i poczęstowali nim Niemca podczas apelu. Feldfebel nie mógł doliczyć się wszystkich, zawsze brakowało mu jednego, który z nie przeliczonego szeregu przechodził w odpowiednim momencie do przeliczonego.
– Skąd tyle poczucia humoru w tym narodzie? – Pytam.
– My z tym rodzimy się. Fryderyk Wielki powiedział o Francji – to chyba jedyny naród, który we własnym nieszczęściu potrafi znaleźć źródło żartów i wesołości. Poczucie humoru było zawsze cenione. Taleyrand zapytany czy ambasador rosyjski – jego zdaniem – jest człowiekiem o l'esprit d’escalie (człowiek, któremu trafna odpowiedź przychodzi na myśl poniewczasie) – powiedział – Jest znacznie gorzej. Pan ambasador nie ma poczucia humoru.

25 IV

Dziś byliśmy w teatrze na sztuce Jean Anouilh: La Sauvage w wykonaniu artystów obozowych. Miałem satysfakcją, tekst był zrozumiały. Wielka zasługa organizatorów. Ich wysiłki zmierzające do nadania życiu w obozie cech normalności wszyscy doceniają. Pomoc uzyskują, od Czerwonego Krzyża, pomaga też pracownia krawiecka, którą wspominam z łezką w oku. Tu swego czasu uszyto frak nienagannie skrojony, dla konferansjera prowadzącego rewię. Widownię ogarnął szał, gdy konferansjer wyszedł na scenę, długi czas nie mógł dojść do słowa. Taki był efekt konfrontacji naszej rzeczywistości z perfekcyjnym symbolem, wielkiego świata. Pracownia, szyje wszystko dla teatru, nie wiem jak i z czego. Ten frak jednak to evenement. (wydarzenie)

28 IV

Godzina apelu, ktoś woła przez druty.
– Il y a un blesse, depeche toi. (pośpiesz się, jest ranny)
Biorę torbę sanitarną, zawiadamiam Commandant i biegniemy na główny plac. Zaczyna się apel, kierują nas do baraku Nr 3. Przy wejściu na podeście leży ranny. Commandant pochyla się, bada puls, przykłada ucho do klatki piersiowej rannego. Wypowiada tylko dwa słowa.
– Ils payeron (Oni zapłacą.).

30 IV

Xavier mówi – Pierre Chardone, zabity przez wachmana, pracował na poczcie. Spokojny, o ruchach nieco zwolnionych, był ostatnim, który wychodził z baraku na apel. Powody użycia broni przez wachmana niewiadome, brak świadków.

3 V

Dr Olivie, pracujący w szpitalu zapytuje mnie czy nie chciałbym przyjść do szpitala na miejsce sanitariusza z oddziału chirurgii, który wyjeżdża z transportem chorych do Francji. Nie chcę oczywiście, więc próbuję wykręcić się z tej propozycji.
– Nie mogę podejmować decyzji bez zgody Commendant, przyjął mnie do infirmerie i decyduje o tym gdzie będę pracował.
– Commandant zgadza się na to – mówi dr Olivie.
Sprawa jest jasna, choć niezupełnie. Pytanie o moją zgodę jest tylko grzeczną formą powiadomienia o powziętej decyzji. – Ale dlaczego ja? Są, George i Maurice o dużo większym stażu. Odpowiedzi mogą być dwie. Sergent Tourner korzystając z okazji pozbywa się swojej antypatii, druga, chirurg Polak wybrał krajana, z którym łatwiej się porozumieć.

4 V

Dr Olivie i dr Ballie, Belgowie, mają wyjechać z transportem chorych. Na ich miejsce przyjechali z Belgii: dr Diez na chirurgię, dr Peguy na oddział wewnętrzny.

5 V

Rozmawiam z przyjaciółmi o odejściu do szpitala. Henri jak zawsze żartuje.
– Będziesz mógł czynić dużo dobrego, ale nie będziesz miał łatwego życia – mówi Xavier.

6 V

Jutro idę do szpitala. Żegnam się z Commandant.
– Merci de tout, mom Commandant. J’assure, que je quitte l’infirmerie a mom grand regret (Dziękuję za wszystko. Zapewniam, że opuszczam izbę chorych z wielkim żalem.).
Powiedziałem tak jak czułem. Commandan podaje mi rękę, po raz pierwszy, jakby zapomniał, że ma na sobie mundur.
– J’suis content de toi Stanis, va a l’hospital et tiens toi bien. (Jestem zadowolony z ciebie, idź do szpitala i trzymaj się dobrze.)
Rozmowa wieczorna z dr Cheron. To, co zapamiętałem – Medycyna to les microbes (bakterie), gdy wejdą do organizmu to pozostają do końca. Cokolwiek przyjdzie ci czynić w życiu, ta gałązka (remeau) wiedzy ludzkiej pozostanie w kręgu twoich zainteresowań. Jeden z humanistów powiedział. Staraj cię czynić pogodę, nawet gdy prawie cały horyzont zasłaniają chmury. Czy możesz znaleźć bardziej aktualne wskazania dla naszych czasów? Spotkasz się w szpitalu z śmiercią. Nie będą to łatwe spotkania, choć jest ona częścią życia, poematu pisanego przez człowieka, w którym stanowi kropkę w ostatnim zdaniu. Finalement sur toutes choses, degonfle pas en aucen lieu. (Na koniec i przede wszystkim nie łam się w żadnym przypadku.)

7 V

Przed wyjściem do szpitala, idę do szefa. Dziękuję za wszystko i życzę szybkiego powrotu do domu z najbliższym transportem chorych.
Sergent Tourner, nie odwracając głowy w moją stronę, kwituje mnie krótkim – ca va. (dobrze)
W szpitalu zgłaszam się do lekarza polskiego na oddziale chirurgicznym, który oddaje mnie pod opiekę drugiego, rodaka. Dziwne uczucie, po dwóch latach mogę rozmawiać po polsku. Towarzysz oprowadza po terenie szpitala.
Baraki stoją jeden za drugim w dużych odstępach. Pierwszy administracyjny, drugi magazynowo-mieszkalny, trzeci i czwarty – to chirurgia, dwa ostatnie to oddział chorób wewnętrznych. Po przeciwnej stronie, w rogu, barak chorób zakaźnych zupełnie izolowany, obok kostnica. Budynek z kuchnią i magazynami pośrodku. Całość otoczona wysokim płotem z drutu kolczastego.
Pierwszy barak chirurgiczny zwany „operacyjnym” mieści sale operacyjne z potrzebnymi pomieszczeniami do sterylizacji, pokoje dla operowanych, pralnię, pomieszczenia dla rentgena, gabinet dentystyczny, aptekę, magazyny. Przyzwyczajonego do brudu zadziwia czystość sal operacyjnych i przyległych pomieszczeń. Wszystko błyszczy. Drugi barak to pomieszczenia dla chorych o różnych wielkościach i normalnym wyposażeniu, jedynie sala narożna, na czterdzieści łóżek, przypomina barak z obozu, brak sufitu i na środku „koza”.
W czasie spaceru po terenie szpitala mój towarzysz pyta o moje sprawy. Poznaję nazwisko lekarza prowadzącego oddział chirurgiczny. To dr Mroczkiewicz, były dyrektor szpitala w Kartuzach, chirurg w szpitalu jenieckim od 1939 roku.
Dla mnie jest przeznaczona dyżurka mieszcząca się tuż przy drzwiach wejściowych do baraku, naprzeciw pokoju zabiegowego. Dyżurka, około sześć metrów kwadratowych, to sam luksus. Łóżko żelazne z prawdziwym siennikiem wypchanym słomą i takaż poduszka, dwa koce i dwa prześcieradła, ściana tylna kaflowego pieca, stolik i zydelek. Obok dyżurki znajduje się sala, w której leżą polscy oficerowie z obozu jenieckiego (oflagu) w Gross-Born.

8 V

Doktor określa moje obowiązki. Opieka nad chorymi – mierzenie temperatury, leki, zastrzyki, opatrunki, pomoc przy tak zwanych operacjach brudnych w pokoju zabiegowym, pomoc na sali operacyjnej oraz przy badaniach i zdjęciach rentgenowskich, wywoływanie zdjęć, prowadzenie apteki oddziałowej, zamawianie leków i materiałów opatrunkowych w szpitalnej aptece. Uf!

9 V

Pierwsza operacja. Ma być operowany pacjent, którego koń kopnął w głowę, ma wgniecioną kość czołową. Będę obserwował czynności sanitariusza, którego mam zastąpić w sali przedoperacyjnej.
Doktorzy w ceratowych fartuchach myją ręce w brązowym roztworze dość długo. Trzymając ręce wzniesione, jak kapłan przy ołtarzu, podchodzą do puszek otwieranych przez sanitariusza, wyjmują białe fartuchy, wkładają na ramiona nie zmieniając pozycji rąk. Sanitariusz od tyłu wciąga fartuch na plecy i wiąże tasiemki. Lekarze biorą z pudełka maski, zarzucają na głowę, a sanitariusz powtarza czynności wiązania tasiemek. Lekarze wkładają rękawiczki wyjęte z pudełka i nie zmieniając pozycji rąk wchodzą do sali operacyjnej. To jest cały obrzęd. Pacjent przywiązany do stołu operacyjnego jest przytomny, dostał zastrzyk znieczulający.
Koło stołu operacyjnego półka na stelażu i stolik z instrumentami, a koło niego wielka niespodzianka: Lucien Mourell, niedawny pacjent sali dermatologicznej w infjrmerie, który poparzył sobie nogę, aby wydostać się z Komando. Skorzystał z mojej rady i źle nie wyszedł na tym.
Doktor okłada pacjenta płótnami sterylnymi. Stara się usunąć odłamki uszkodzonej kości, ale to nie taka łatwa sprawa. Domyślam się, nie można przy tym uszkodzić mózgu. Lucien w białym fartuchu podaje Doktorowi instrumenty. Czyni to sprawnie, wie co i kiedy podać. Po usunięciu odłamków kości ukazuje się pulsująca masa mózgu. Niedobrze mi, opieram się o ścianę.
Po dłuższej chwili wracam wzrokiem na stół operacyjny, pacjent ma zabandażowaną głowę.
Słabo wypadł egzamin na sali operacyjnej. Pocieszam się myślami. – Nikt nie widział, jak podpierałeś ścianę, no i wyszedłeś z sali o własnych siłach, to się liczy.

10 V

Oprócz dr. Mroczkiewicza pracuje na chirurgii młody lekarz dr Diez z Belgii. Personel sanitarny bardzo szczupły. Oprócz Lucien instrumentalisty, w baraku operacyjnym pracuje Jules z zawodu ogrodnik, tym razem opiekuje się pacjentami przed i po operacji, daje narkozę eterem.
Od niego krzepiąca wiadomość. – W całym szpitalu nie ma autentycznego sanitariusza, wszyscy wyjechali w lutym 1941 roku.
W głównym baraku pracuje bardzo młody Emile – Belg, nazywany przez wszystkich Gamin z uwagi na swój wiek.
Mamy jeszcze dwóch pracowników „nieetatowych”. Są to: Etienne i Eric, byli pacjenci, pozostawieni przez Doktora na oddziale dla pomocy sanitariuszom. Eric z Alzacji, znający niemiecki zajmuje się robotą papierkową, między innymi prowadzi Le cahier d’ operations. (Zeszyt z rejestrem operacji) Etienne to pomoc przy każdej pracy, dba o czystość w baraku.

11 V

Operacja usunięcia wyrostka robaczkowego. W pokoju przedoperacyjnym powtarzam wszystkie czynności, które Jules wykonywał przy poprzednich operacjach.
Jules rozpoczyna narkozę eterem, którego opary fatalnie działają. Stojąc w przyzwoitej odległości, obserwuję. Doktora i Lucien. Tu też jest coś z misterium, jak przy wkładaniu fartuchów przed operacją. Operujący nie odrywając wzroku od pola operacyjnego, wyciąga dłoń w kierunku Lucien. Ten trzyma już odpowiedni instrument za koniec i lekko nim uderza w wyciągniętą dłoń, która zaraz zamyka się. Domyślam się, ten sposób podawania eliminuje możliwość wyślizgnięcia się instrumentu z dłoni.
I tak cały czas, bez słowa, w zupełnej ciszy.
Następne dwie operacje, to przepukliny bez oparów eteru, przy znieczuleniu zastrzykiem w kręgosłup, dużo łatwiejsze do zniesienia.

13 V

Złamanie kości ramienia przy stawie barkowym. Po zdjęciach rentgenem założenie gipsu przy użyciu stelaża, który utrzymuje rękę w pozycji poziomej, zgiętą w łokciu. Nie jest wygodne to urządzenie, Antoine przyjmuje wszystko z uśmiechem.
Dużo roboty, brak nawet czasu na wieczorne pisanie, o czytaniu nie ma mowy. Może i dobrze, sporo zeszytów zapisałem, to jest już bagaż.
Wizyta na internie, spotykam L’Abbe Debrey. Długie starania o uzyskanie pomieszczenia na kaplicę uwieńczył sukcesem.

15-16V

Otwarcie ropnia przedramienia. Jacques pracował na Komando, leczono go środkami domowymi. Przyjechał późno. W sali opatrunkowej dr Diez przecina ropień dwustronnie, przez otwory przeciąga gazę jodoformową, aby ropień nie zasklepił się. Gamin bandażuje rękę. Jaques ma temperaturę, będzie dostawał prontozil.

17 V

Pierre z sali pooperacyjnej przychodzi do głównego baraku chirurgicznego. Ma dobre samopoczucie, nie gorączkuje. Przy obchodzie pytam Doktora – co dalej?
– Odjedzie do domu zanim nowa tkanka kostna narośnie, o ile nie przyplątają się meningokoki powodujące menangitis. (zapalenie opon mózgowych)

18 V

Pierwsza zmiana opatrunku u Jacques, pierwszy trudny opatrunek. Wszystko zaschnięte, lekko zwilżam wodą utlenioną, wyciągam starą gazę, oczyszczam brzegi rany. Teraz trzeba nową gazę jodoformową, przeciągnąć na wylot. Chcąc najmniej czynić bólu, wkładam wolno pincetę w ranę, aby chwycie z drugiej strony gazę. Trzęsie się ręka, Jacques swojej nie może utrzymać w bezruchu i efekt jest odwrotny od zamierzonego.
Pocę się, Jacques wymyśla mi od imbecile (głupkowatych). Bandażując rękę przepraszam, Jacques kwituje to – ca va (wszystko w porządku).

20 V

Oprócz doktora Mroczkiewicza pracują w szpitalu: porucznik Rogoziński, farmaceuta, Mieczysław, Jan i Beniamin Piegat wieśniak z Polesia, który opiekuje się salą operacyjną.
Wszyscy byli ranni, po wyleczeniu Doktor pozostawił ich w szpitalu.
Od sierpnia 1940 roku pracuje w administracji szpitala Janusz Szaybo, wzięty do niewoli we Francji. Zna dobrze niemiecki.
Zmiana opatrunku u Jacques poszła sprawniej, liczy się doświadczenie. Proszę Jacques, aby odwrócił głowę. Szybkim ruchem przeciągam gazę przez ranę. Słyszę głośne „au” i po krzyku.
Wyżywienie w szpitalu jest nieco lepsze. Zupa gęściejsza. Ilość porcji jest znana, nie potrzeba dolewać wody do kotła na wszelki przypadek, aby nie zabrakło. Dla chorujących na przewód pokarmowy i operowanych jest zupa zabielana mlekiem z odrobiną kaszy i ziemniaki piure. Głód nie omija szpitala.
Niedziela – dzień względnego wypoczynku. Personel szpitala może odwiedzać obóz. Korzystam chętnie, aby zobaczyć się z Henri i Xavier. Ten ma zawsze coś ciekawego do opowiadania. Dziś o filozofach. Zapamiętałem jedno zdanie, przypisywane św. Augustynowi. – Spotyka się dwóch świętych i nie są zgodni ze sobą, to na pewno jeden z nich nie jest świętym, a gdy spotyka się dwóch filozofów i są zgodni ze sobą, to na pewno jeden z nich nie jest filozofem.

(?) V

Na internie leży wielu Jugosłowian. Odwiedzając L’Abbe Debrey spotykam sanitariusza w popielatym mundurze tak charakterystycznym dla Jugosłowian. Witam go – zdravo druże – pozdrowieniem, które pozostało mi w pamięci z pobytu w Jugosławii w marcu 1940 roku. I tak zaczęła się znajomość ze Slawko.

(?) VI

Badania rentgenem przewodu pokarmowego. W ciemni rentgenowskiej Jules przygotowuje kontrast z barytu. Patrzę uważnie, to będzie moja robota. W pokoju, w którym znajduje się aparat, Doktor w skórzanym fartuchu przed ekranem. Obok dr Diez. Pacjent za ekranem pije kontrast. Doktor co pewien czas włącza aparat i obserwuje przepływ kontrastu przez przełyk, żołądek i jelita. Badanie trwa dość długo. Po zakończeniu pytam Jules – w czym rzecz? – Kontrast nie przepuszcza promieni rentgena, dlatego na ekranie kolor biały wypełnia dokładnie żołądek i jelita. Kształt tej białej masy, jej kontury, nasilenie barwy, wskazują na ubytki tkanki, pofałdowania i inne zmiany, co ułatwia postawienie diagnozy. Radzę ci przebywaj w sąsiedztwie działającego aparatu rentgenowskiego tyle, ile jest konieczne. Nie mamy żadnego zabezpieczenia, a promienie rentgena nie są obojętne dla organizmu.

(?) VI

Sierżant Hanss to Niemiec, kierownik administracyjny szpitala. W odróżnieniu od innych nie podnosi głosu, nie jest uparty, chce widzieć szpital dobrze funkcjonujący i mieć święty spokój. W przypadku niekorzystnych dla nas zarządzeń, pertraktuje z nim Mieczysław, inteligentny, obrotny i niezastąpiony.
Rana u Jacques powoli zasklepia się.

(?) VI

Wczoraj zmarł Pierre Lauriet, lat dwadzieścia osiem.
Dopadły go jednak meningokoki, choć nadzieje na przeżycie wydawały się duże. Zdaniem Doktora czas stracony przed transportem rannego do szpitala mógł mieć decydujące znaczenie. Dziś odbył się pochówek na cmentarzu jenieckim. Zwłoki w skleconej skrzyni, niczym nie przypominającej trumny, wiozło kilku na ręcznym wózku. Kondukt prowadził L’Abbe Debrey, towarzyszyli ci, którzy opiekowali się zmarłym.
Nie ma dnia bez pogrzebu, jednego lub kilku.

(?) VI

Dwa listy z Warszawy od Janeczki i Marysi. Szczęśliwie wszyscy zdrowi, choć nie jest łatwo.

(?) VI

Wiadomości z obozu. Niemcy wybudowali pierwsze baraki w obozie rosyjskim. Zaczynają lepiej traktować jeńców, gdy połowa z nich zmarła.

10 VI

Beniamin Piegat to Poleszuk o niespotykanej pracowitości. Pierze fartuchy, płótna operacyjne często zakrwawione, sprząta pomieszczenia operacyjne. Pracę zaczyna po ostatniej operacji, a kończy ranem następnego dnia. Fartuchy, płótna bialutkie po praniu, kafelki, terakota, jak nowe, błyszczą autoklaw, puszki sterylizacyjne.
– Jak to robi bez mydła? – pytam.
– U nas też często brakowało mydła, ale umiemy radzić sobie – odpowiada Benio.

12 VI

Zaczyna się dziać lepiej w obozie rosyjskim. Sanitariusz rosyjski przychodzi z wózkiem do kuchni po zupę dietetyczną, a więc jest już jakiś szpital. Nasi starają się nawiązać kontakt z sanitariuszem, częstują go papierosami, nie mogą jednak otrzymać wiadomości, jest nieufny,

13 VI

Operacja porucznika Zygmunta Rygiera. Na podstawie badań rentgenem Doktor usuwa dolną część żołądka, pozostałą łączy z jelitem grubym. Doktor nazywa tę operacje połączeniem jelitowo-żołądkowym. Po raz pierwszy widziałem w użyciu tzw. „Mikulicze”.

14 VI

Ręka Jacques jest zagojona. Doktor przy obchodzie zdejmuje z łóżka Jacques kartę choroby, co oznacza wypisanie z szpitala. Wspominając o pierwszym opatrunku, proszę Doktora o pozostawienie go w szpitalu jeszcze na kilka dni. Doktor bez słowa zawiesza kartę. Jacques patrzy zdziwiony, nic nie rozumie, tylko wie, że zostaje w szpitalu.
Zdejmowanie karty choroby z łóżek, to przykre chwile dla wszystkich. Wszystko jest tutaj odwrócone. Zamiast radości z powrotu do zdrowia, widzę zawsze na twarzy byłych pacjentów wielki smutek, czuję go własnymi doświadczeniami. Ci są już myślami w obozie, w świecie niemożliwych wyborów.

15 VI

Dziś mija tysięczny dzień za drutami.

16 VI

Coraz większe kłopoty z materiałami opatrunkowymi i lekarstwami. Nie dostajemy roztworu soli fizjologicznej (tutofuzin), a zapas kończy się. Jest bardzo potrzebna po operacjach przy dużym ubytku krwi. Bardzo mało otrzymujemy eukodalu, pantokainy i nowokainy w zastrzykach. Eukodal stosuje się przed niektórymi operacjami i po operacjach, jako środek przeciwbólowy, pantokaina w postaci zastrzyku w rdzeń kręgosłupa, jest środkiem znieczulającym, stosowana najczęściej przy operacjach przepukliny. Mało jest gazy sterylizowanej, brak waty. Mamy natomiast sulfanamidy, nadzwyczajne środki bakteriobójcze. Do nich należy prontozil, daje wyniki przy zapaleniu płuc i infekcyjnych stanach zapalnych. Sulfanamidy – jak mówi Doktor – wynalazł przypadkowo chemik w 1936 roku badając pod mikroskopem frakcje farb malarskich.

21 VI

Moi rodacy w szpitalu; Mieczysław, Jan i Janusz mają do mnie pretensje, że za mało udzielam się towarzysko, zwłaszcza wieczorami. To fakt i rozumiem ich dobrze. Mają sporo wolnego czasu, grają w bridgea, nie mają czwartego. Rzadko udaje się pozyskać do gry aptekarza, ten wyżej ceni rozmowy z Doktorem. W konsekwencji zarzut, że „francuzieję” i nie mówię już poprawnie po polsku.
Popełniają – moim zdaniem – błąd, czekając w warunkach względnie dobrych na koniec wojny tak, jak czeka się w poczekalni podłego dworca na opóźniający się pociąg. Nie podjęli wysiłku nawiązania kontaktu z Francuzami i nauczenia się języka francuskiego.
I tak z własnej woli pozostają w zupełnej izolacji. Nie wiem, gdybym znalazł się od początku w gronie ziomków, może postępowałbym podobnie.
Rozmawiam z Beniem. U siebie, utrzymywał chałupę i obejście – jak mówi – w takim porządku, aby wyglądały na co dzień, jak na Wielkanoc. Tak postępuje nadal, tyle że chałupę zastępuje sala operacyjna z przyległościami, której sprzątanie daje mu również satysfakcję.
Ileż rozsądku, czy zdrowego instynktu w tym Poleszuku.

22 VI

Stosunki z Doktorem układają się dobrze, tłumaczę jego polecenia, co ułatwia mu życie. Zwraca sio do mnie po imieniu, co poczytuję sobie za zaszczyt. Wszak jesteśmy jeszcze w wojsku. Doktor w randze porucznika, ja kaprala.

23 VI

Jacques wypisany ze szpitala. Żegna się, dziękuje za opiekę i dłuższy pobyt w szpitalu. Życzy – bonne chance (powodzenia). – Jednak zrozumiał.

24 VI

Wiadomość z obozu. Amerykanie zajęli Afrykę Północną.

25 VI

Antoine pozbywa się gipsu i stelaża, kość zrośnięta prawidłowo. Pojawia się inny kłopot. Antoine nie może wyprostować ręki w łokciu, co dla mnie jest zupełnym zaskoczeniem. Staw łokciowy jakby „zarósł”. Antoine ma ćwiczyć staw przy pomocy Gamin, po pewnym czasie będzie maszerował dźwigając w ręce związane cegły.
Antoine nie chce słyszeć nawet o jakichkolwiek ćwiczeniach, sztywny staw łokciowy uchroni go od wyjazdu na Komando. Powszechna fobia przed wyjazdem na Komando jest zrozumiała. Tłumaczę, że wojna nie skończy się jutro, im dłużej staw łokciowy jest unieruchomiony, tym trudniej będzie przywrócić go do stanu normalnego, w końcu czeka cię operacja z niewiadomym wynikiem, a na koniec wyciągam ostatniego asa z rękawa.
– Wyjedziesz z transportem chorych do Francji. – Obiecuję mu gruszki na wierzbie, ale argument skutkuje.
Nie jestem do końca przekonany o słuszności swego postępowania. Wydaje mi się to wyjście lepsze od ewentualnego jego kalectwa.

26 V

Slawko gra na gitarze (historia jej zdobycia to odrębny temat), śpiewa wieczorem ludowe pieśni. Próbuję mu pomagać, więc uczy mnie słów piosenek, co zamienia się w naukę języka. Składnia ta sama, wiele wyrazów słowiańskich zrozumiałych: dobri dan, laku nocze, kakoste druże, chajde kuczu. Niezrozumiałe są wyrazy pochodzenia tureckiego, te tłumaczy opisowo.

28 VI

Wizyta w obozie. Opowiadam Xavier o historii Antoine i wątpliwościach z nią związanych.
– Twoje wątpliwości dotyczą pytania, które postawił już w sposób ironiczny Pontius Pilutus. Wydawałoby się, że kłamstwo zaczyna się tam, gdzie kończy się prawda. Są trudności w przeprowadzeniu wyraźnej granicy. Czy lekarz, który nie mówi prawdy choremu o jego stanie, by nie obniżać jego odporności dopuszcza się kłamstwa? Między skrajnymi biegunami, prawdą a kłamstwem istnieje sfera działań ludzkich trudna do oceny w chwili, gdy się dzieją. Może trzeba czasu do ich właściwej oceny.
(dalszy tekst nieczytelny)

2 VIII

Decyzja Doktora. Mam podawać narkozę eterem. Wiadomość paraliżująca, jak sam eter. Widząc moje zakłopotanie, Doktor wyjaśnia.
– Do czynności sanitariusza, którego zastępuję należała narkoza eterem. Jesteś dostatecznie oswojony z salą operacyjną, możesz, tę czynność przejąć. Jules da ci wskazówki.
Idę do Jules. Potwierdza słuszność decyzji Doktora. Po poważnych operacjach, Jules powinien pozostać z operowanym i jak najszybciej przywrócić go do przytomności. Tymczasem często wraca do sali operacyjnej, do drugiej narkozy, a pierwszy pacjent śpi dalej, co może nie wyjść mu na dobre.

4 VIII

Operacja usunięcia wyrostka robaczkowego. Nakładam pacjentowi maskę do narkozy, obok stoi Jules. Sącze na maskę eter, kropla po kropli i poganiam pacjenta do snu – respir - conte (oddychaj, licz). – Pacjent przestał liczyć.
– Ca va, maintenant lentement (dobrze idzie, teraz powoli) – mówi Jules.
Opary eteru działają, staram się płytko oddychać. Operacja, trwa w nieskończoność. Z ulgą przyjmuję znak Jules zaprzestania narkozy.

6 VIII

Z transportem chorych z obozu przyszedł Xavier z opuchniętym kolanem. Dawno skarżył się na bóle, dwa dni leżał w infirmerie.

7 VIII

Zdjęcia rentgenem nie wykazują w kolanie Xavier zmian kostnych. Doktor poleca podawać salicylat, a kolano wystawiać na słońce.

12 VIII

Podobno jeden z naszych kucharzy ma wyjechać z transportem chorych. Zastanawiam się czy nie dałoby się ściągnąć Henri na jego miejsce, o ile wiadomość okaże się prawdziwa.

15 VIII

Stan Xavier poprawia się, opuchlizna kolana maleje, mniej boli. Wieczorem proszę o powtórzenie opowiadania, którego słuchałem w Boże Narodzenie 1940 roku na Komando, ale nie zrozumiałem w całości.
– To stara legenda przetwarzana przez wielu w literaturze. Przeniosłem ją własnymi słowami w nasze czasy – opowiada Xavier. – Niewola to więzienie. Czy możemy liczyć na jakiś spacer po ogrodzie, w którym zobaczymy un rosier blanc (krzak białej róży), którego kwiaty są nam najmilsze w życiu? Może zdarzyć się, że idąc obozową drogą dostrzeżesz jeden płatek (uno feuille) białej róży. Wzruszysz się, a wzruszenie doda ci sił. Czy będziesz wówczas pytał, dlaczego jesteś za drutami? Podniesiesz ten płatek i będziesz dziękował losowi, że pozwolił ci zamknąć ten płatek w dłoni. Miej świadomość tej chwili szczęścia, większego nie zaznasz tutaj. Idąc dalej uśmiechnij się do towarzysza przechodzącego koło ciebie, być może, będzie to dla niego jedyna przyjemna chwila spotkana w tym dniu.
Więc rozglądajcie się czy nie leży gdzieś płatek białej róży, one są, sam jeden znalazłem.

16 VIII

Operacja usunięcia wyrostka robaczkowego. Narkoza eterem. Jules nie asystuje, pozostał przy uprzednio operowanym, muszę radzić sobie sam.
Idzie w miarę dobrze, ale zgody z eterem nie będzie, o przyzwyczajeniu – nie ma mowy.

17 VIII

Potwierdza się wiadomość o wyjeździe jednego kucharza z transportem. Idę namówić Mieczysława do rozmowy z Hanssem w sprawie ściągnięcia Henri do kuchni w szpitalu.
Mieczysław zapisuje numer ewidencyjny Henri i mówi – sprawa będzie załatwiona, ale co za to? – Załatwienie tej sprawy nie ma ceny – odpowiadam.

20 VIII

Wiadomości z obozu. Amerykanie zajęli Sycylię. Widać wyraźnie, idziemy „z górki”. Może za rok będzie koniec?

27 VIII

U Xavier wyraźna poprawa, opuchlizna ustąpiła.
(dalszy tekst nieczytelny)

1 IX

Porucznik Zygmunt Rygier wyjeżdża do Oflagu wyleczony. Dziękuje za opiekę i wręcza swoją fotkę z miłą dedykacją.
Kartka od Oskara Van den Brocke. Zapisałem się widocznie dobrze w jego pamięci, jeżeli przysyła kartkę.

2 IX

Zmniejszono przydział eteru do narkozy. W zamian otrzymaliśmy Evipan w zastrzykach. Doktor objaśnia – wstrzykuje się dożylnie przez cały czas trwania zabiegu, dozuje się bardzo wolno, działa jak eter, pacjent traci świadomość. Stosuje się przy operacjach o czasie trwania nie przekraczającym pół godziny. Eliminuje niebezpieczeństwo zapalenia płuc.
Duża radość, w zastrzykach jestem dobry, co zauważył dr Diez.

4 IX

Operacja usunięcia wyrostka robaczkowego przy znieczuleniu Evipanem. Lewa ręka operowanego odchylona, opiera się na krawędzi stołu operacyjnego. Siadam na zydelku wygodnie, mając nad głową prawy łokieć Doktora...
W czym rzecz? W dozowaniu. Jedna kreska na strzykawce – to trzy minuty, a więc cała uwaga na tłoku strzykawki i tarczy zegarka.
Operowany szybko zasypia. Co to jest pół godziny, teraz widzę i czuję. Niezależnie od wszystkiego, myśli tłuką się w głowie.
– A co będzie jak zabieg przedłuży się, przecież nie można wykluczyć niespodzianki. Czy nie należało spytać o to Doktora przed operacją? Głupcze, przecież to pytanie typu egzaminacyjnego.
Nigdy nie widziałem wskazówki, która by tak wolno posuwała się wokół tarczy, jak na moim zegarku.
Koniec operacji, zakładam na rękę operowanego opatrunek. Wstaję z zydelka zmęczony. Doktor zdjął już maskę, coś mówi, ale nie słyszę dobrze. – Mimo wszystko, to jest lepsze od eteru.

5 IX

Świnia jest jednak świnią, ugryzła Rene w podudzie. Też trzymali go długo na Komando i w konsekwencji przyjechał już z ropniem (osteomilitis).

7 IX

Rene dzielnie znosi zmianę opatrunku. Czy on z tego wyjdzie?
Slawko rozradowany pokazuje mi fotkę doczepioną do listu z domu.
– Popatrz, to moja rodzina.
Widzę kilku mężczyzn w różnym wieku na tle gór. Wszyscy uzbrojeni.
– Piszą, góry są wolne, Niemcy zajmują tylko miasta.
Zastanawiam się, dlaczego cenzor puścił list z taką fotką? Nic innego tylko potwierdza się informacja Xavier o zabraniu wszystkich Niemców z administracji do łatania frontu wschodniego. Cenzorów w obozie nie ma.

8 IX

Zenko, Jugosłowianin po operacji usunięcia wyrostka robaczkowego gorączkuje. Doktor Diez rozpoznaje dwustronne zapalenie płuc. Zapisuje prontozil.
Ta operacja była robiona pod eterem.

9 IX

Xavier skarży się na drętwienie łydek w nocy.
Doktor Diez nic nie mówi na temat stanu zdrowia chorego.

10 IX

Dalsze operacje pod Evipanem. Siadając na zydelku powtarzam w myśli słowa Commandant Bulleu. – Rób zawsze tak, jak robiłbyś to pierwszy raz.

11 IX

Przyprowadzono trzech jeńców ze szpitala rosyjskiego. Mają być u nas operowani. Jeden z nich słabo porusza się o kulach. Leżą w pokoju przedoperacyjnym. Wyglądają nędznienie.
– Jak można operować, przy tak beznadziejnym stanie fizycznym? To nonsens, przecież trzeba ich wpierw odżywić, dając im przez trzy miesiące double ration. (podwójna porcja) – mówi Jules.
Idę do Doktora. Pytam, co się kroi?
– Pułkownik von Blume będzie demonstrował nową techniką operacyjną – odpowiada Doktor.

13 IX

Dzień operacji chorych Rosjan. Obsługujemy zespół operacyjny jak zwykle. Operują bez masek. Na sali pełno Niemców. Doktor z obowiązku gospodarza, z rękoma w kieszeniach fartucha i wzrokiem utkwionym w podłogę i dr Diez wpatrzony w stół operacyjny. Dla niego to okazja do nauki. Jest też Jules i Lucien. Pierwsza operacja to łączenie złamanej z przemieszczeniem kości uda. Operujący nacina końce kości złamanej, robiąc w każdej „schodek”, zaczepia jedną cześć kości o drugą i w ten sposób łączy obie; części.
W czasie całej operacji jeden wielki wykład o demonstrowanej technice operowania. Z powodu tego wykładu operujący nie nałożył maski.
Po zabiegu Jules pozostaje z operowanym. Nie wracam na salę operacyjną, gdzie mają być pokazane dwie operacje żołądka, pozostaję w pokoju przygotowawczym.
Po operacji wracamy z Lucien do sali operacyjnej, aby pomóc Beniowi w sprzątaniu. Zazwyczaj gadatliwy Lucien milczy, słyszę tylko powtarzane dwa słowa – quel cochon (co za świnia).

14 IX

Relacja Jules: – Po operacji siedziałem cały czas przy nich, starając się przywrócić do przytomności, bez rezultatu. U każdego oddech słabo wyczuwalny, tętno słabe.
– Zmarli gdzieś około czwartej nad ranem.
Wiadomość o operacjach i ich przebiegu doszła, szybko na oddział. Pytaniom nie było końca, oburzenie powszechne.
Hanss poleca zakopać zwłoki zmarłych w polu tuż za drutami szpitala. L'Abbe Debrey protestuje, prosi o interwencję. Nic, tylko Mieczysław może pomóc. Znów zaciągam dług u niego. Hanss ustępuje.
Kondukt na cmentarz jeniecki prowadzi L'Abbe Debrey, za nim duży, jak nigdy, oddział Francuzów i cały personel sanitarny chirurgii.
Nad grobem modlitwy a także komenda garde a Vous (komenda „baczność”) przy jego zasypywaniu.

15 IX

Dr Diez po raz pierwszy operuje przepuklinę samodzielnie, przy asyście Doktora. Chirurgia nie jest specjalnością dr Diez, jest lekarzem chorób wewnętrznych. Przypadkowo – jak to na wojnie– trafił na chirurgię, uczy się jej tutaj w szpitalu. Widocznie teraz Doktor uznał jego zdolności do samodzielnego operowania.
Mamy nowego sanitariusza. Michel jest przydzielony do pomocy Jules, uczy się podawania narkozy eterem. – Co za radość u niektórych.
Coś jest niedobrze z Xavier. Dr Diez szczegółowo go bada, jak zwykle nic nie mówi.

18 IX

Zenko nadal gorączkuje, stan jego pogarsza się, prontozil nie działa. Odczuwa duże pragnienie, ktoś jest zawsze przy nim.

20 IX

Zenko o coś prosi, trudno go zrozumieć, cicho mówi. Przychodzi Slawko i wyjaśnia – Zenko przeczuwa koniec i chciałby się do tego przygotować.
Proszę L’abbe Debrey o przyjście. Rozmowa z chorym odbywa się poprzez dwóch tłumaczy i jest to właściwie spowiedź. L'Abbe zadaje pytanie, tłumaczę je na „polsko-serbski”, a Slawko na serbski. Na koniec L’Abbe udziela rozgrzeszenia in causa mortis.
Zostaję sam przy chorym, nie prosi już o wodę. Uczucie bezsilności i pokory. Nie poznałem, kiedy cicho zasnął. Zenko miał trzydzieści cztery lata.
Jest późna noc, gdy kończę notatki. O śnie nie ma mowy.

22 IX

Po zupę dietetyczną przychodzi dwóch Rosjan. Jeden z nich chodzi po terenie szpitala i zagląda do naszego baraku. Niewiele rozumiem z tego, co mówi. Przypominam sobie język ruski, ale gdzie te czasy, w których uczyłem się tego języka.
Z pomocą Slawko dochodzimy przyczyn wizyty naszego gościa. Jest chirurgiem w szpitalu rosyjskim, nie mają, a raczej zabrakło im katgutu (u mienia, niet katguta). Też nie mam go za dużo, ale pytam, jakiej grubości katgut jest mu potrzebny. Wskazuje na najgrubszy. Tej grubości katgut nie jest używany przez naszych lekarzy, więc dają mu duży słoik. Dziękuje, a odchodząc pyta jakiej jestem narodowości.

23 IX

Dziś mija tysiąc setny dzień za drutami.

24 IX

Dr Diez w asyście Doktora nadal wykonuje samodzielnie proste operacje.
Michel okazał się pojętny w nowym zawodzie, ale też trudno oswaja się z operacjami. Czy temu młodemu Vigneron (uprawiający winną latorośl) śniło się kiedykolwiek usypianie eterem?

25 IX

Ścieżka staje się coraz węższa i bardziej stroma. Doktor decyduje, że mam mu towarzyszyć przy operacji, a jak okażę się sprawnym, będę towarzyszył dr Diez.
Na moje opory odpowiada.
– U mnie w szpitalu przy prostych operacjach asystowała siostra, więc i ty tutaj możesz.
Doktor patrzy na sprawy od strony technicznej, a nie psychologicznej. Rozumiem Doktora. Nie cieszy się najlepszym zdrowiem a trzy lata niewoli zrobiły swoje. Dwanaście operacji na tydzień – licząc średnio – to duży wysiłek. Jest okazja odpoczynku. Dr Diez pragnąc poszerzyć zakres swojej wiedzy, chętnie przejmie część obowiązków Doktora. To wielka praktyka dla niego. Sprawa sprowadza się do osoby, która ma stanąć z dr Diez przy stole. Doktor wybrał takie rozwiązanie, jakie wybrał.

26 IX

Usunięcie wyrostka robaczkowego, u Jean Bausson.
Operuje Doktor. Stoję po drugiej stronie stołu operacyjnego. Po przecięciu tamponuję krwawiące naczynia, które Doktor zamyka „kocherami”. Trzymam je po kolei w pionie, a Doktor podwiązuje naczynia krwionośne, katgutem. Ucinam jego końcówki.
Pod koniec zabiegu ucinam nitkę, przy pomocy której Doktor wszył w jelito kikut, pozostały po usunięciu wyrostka robaczkowego.
Nakładanie klamerki i operacja skończona.
Wykonane czynności są proste i dobrze mi znane z obserwacji, a jednak z sali wychodzę spocony. Dla nowicjusza otwarta jama brzuszna, to trudny widok. Dzisiaj nie byłem tylko obserwatorem, nie mogłem odwrócić głowy.
Przy następnych operacjach tego dnia asystuje dr Diez, wracam na własne podwórko.

27 IX

Jeden z przybyłych do szpitala prosi o umieszczenie w pokoju, w którym leży Xavier. Prowadzę go tam, obaj cieszą się z niespodziewanego spotkania.

28 IX

W czacie normalnego obchodu, ci którzy nie muszą leżeć, stoją koło łóżek w pozycji „zasadniczej”. Stoi również przyjaciel Xavier, o głowę wyższy od pozostałych. Na pytanie Doktora, które tłumaczę – co ci jest?
Odpowiada – jestem zdrów, ale zmęczony po dwóch obozach karnych, proszę o miesiąc odpoczynku.
Doktor uśmiechnął się, widać jego zadowolenie z uczciwego postawienia sprawy i mówi. – Zapisz mu coś tam na karcie choroby.
Wieczorem odwiedzam Xavier. Po tradycyjnym – salus les gars (cześć chłopcy) – przysiadam na łóżku Xavier, a jego przyjaciel Jean Paul kontynuuje przerwane opowiadanie.
– Obozy karne, w których siedział, leżą na terenie Polski, jeden to Ravariska (domyślam się, że tu chodzi o Rawę Ruską), a drugi Koberzen pres de Cracovie (koło Krakowa). – Tej miejscowości nie mogę rozszyfrować. – Są to obozy o zaostrzonym reżimie. Racje żywnościowe zmniejszone o połowę, czas pracy wydłużony, apele wyjątkowo uciążliwe, jeden kran z wodą na cały obóz, każdy barak dla trzystu musiał pomieścić sześciuset jeńców.
– Na pobyt w tych obozach skazywano na okres od sześciu miesięcy do jednego roku, za wszelkie wykroczenia, nieposłuszeństwa, oraz powtórne ucieczki z obozów.
– Dużą pomoc otrzymywali od Polaków w postaci paczek przerzucanych przez druty, co nie było łatwe i bezpieczne, również pomoc moralną, o której długo będę pamiętać.
Mówi – jak można zapomnieć staruszkę o lasce, przynoszącą w dniu 14 juillet (14 lipca (dzień święta narodowego Francji)) kwiaty na grób kolegi na cmentarzu po zewnętrznej stronie drutów kolczastych, zwanym przez nas „Blokiem V”, albo starszego pana z siwą brodą, który widząc nas idących w szyku, zatrzymał się na krawędzi chodnika, uniósł kapelusz, zawołał – Vive la France! (niech żyje Francja)
– Już po wyjściu z obozu karnego spotkałem Polaków w zniszczonych mundurach ale zawsze całych i czystych. Byli poważni, powiedziałbym nawet smutni, co nie przeszkadzało im zachować dobre maniery w każdej sytuacji. Odpowiadała im grzeczność ubrana w ceremonię. Częstowałem ich czasem papierosami, każdy dziękował, salutując. Les Polonais, quel nation avec une bonne l’ame (Polacy, co za naród o poczciwej duszy.). – Mówi to wszystko z dystansem do zdarzeń – jak to Francuzi – z lekkim uśmiechem.
Chwila ciszy. Xavier wskazuje na mnie i mówi – c,est un Polonais, il viens de Varsovie. (To Polak, pochodzi z Warszaw.)
Jean Paul wstaje, wyciąga rękę w moim kierunku – merci (dziękuję) – mówi.

2 X

Slawko tęskni za krajem, nie ma już skocznych pieśni, same smutne. Góral ze słonecznej Serbii trafił na płaszczyznę monotonną, gdzie chmury i chłodny dzień jest regułą. Dużo opowiada o narodach Jugosławii. Nie ma tam sielanki, antagonizmy sięgają wieków. Jedno ich tylko łączy: Król i jego rodzina. Pyta o nasze sprawy narodowościowe. Opowiadam o dążeniach separatystycznych Ukraińców, które ujawniły się na krótko przed wojną.
A on na to – swaki narad ma swe Chorwaty. (każdy naród ma swoich Chorwatów)

8 X

Wiadomości z obozu. Przyszedł transport Włochów. Z informacji uzyskanych od nich – Włochy skapitulowały, a oddziały armii, które odmówiły współpracy z Niemcami, zostały internowane i wysłane do obozu.

10 X

U Rene zmieniamy opatrunki co dwa dni. Nie widać by zachodziły zmiany na lepsze. Leczenie będzie długie – jak twierdzi Doktor. Zapisuje Rene do transportu.

12 X

Dr Diez kontynuuje samodzielne operowanie. Dokładam starań, aby mu zbytnio nie przeszkadzać. Doktor przy pierwszych operacjach był obecny na sali jako asekuracja. Teraz nabrawszy zaufania do dr Diez, wreszcie spokojnie odpoczywa.
Każda operacja usunięcia wyrostka robaczkowego lub przepukliny, to jak rzeka Heraklita, nigdy ta sama.

15 X

Pierwsi Włosi w szpitalu. Brak tłumaczy, kłopoty z porozumieniem się. Czyż trzeba będzie uczyć się nowego języka? Ale kto będzie uczył?

18 X

Jean Paul opowiada o ucieczkach jeńców. Opuszczenie obozu czy komanda nie jest trudne. Problemem jest zdobycie ubrania cywilnego. Najtrudniejsze są ucieczki piesze, oprócz dobrej kondycji trzeba mieć mapę, a zdobycie jej nie jest łatwe. Z informacji, jakie posiada, nie udała się jeszcze żadna ucieczka piesza. Udane ucieczki to ucieczki pociągiem, ale do tych są potrzebne pieniądze i osoba, która by kupiła bilet.
Marki, a jeszcze lepiej waluta zagraniczna, są przesyłane w omówiony sposób w paczkach żywnościowych.
Mając pieniądze można kupić nic tylko ubranie cywilne, ale i rower. Jeden z przyjaciół Jean Paul przejechał trasę ucieczki na rowerze, w ciemnym garniturze, meloniku i z wieńcem pogrzebowym na ramieniu. Mieli zabawę w obozie, gdy przyszła kartka z Francji od uciekiniera. Żadna ucieczka nie powiodłaby się gdyby nie pomoc pracowników różnych narodowości, a zwłaszcza Polaków (jakby mogło być inaczej) wywiezionych do Niemiec. To oni dokonywali zakupów i to bezinteresownie.
Ucieczka i jej organizowanie stają się czasem obsesją. Jean Paul spotkał towarzyszą niedoli, dla którego ucieczki były celem życia. Odsiadywał karę w obozie karnym właśnie za którąś tam z rzędu ucieczkę i szykował się już do następnej.
Pisząc wieczorem, długo myślę o opowiadaniu Jean Paul – jak to każdy z nas usiłuje znaleźć własny sposób na przechytrzenie losu. Chodziły po mojej głowie podobne myśli, gdy pracowałem na Komando. Stamtąd do granicy polskiej, jak przypuszczałem nie mogło być daleko, na pograniczu powinienem znaleźć Polaków, a szedłbym w kierunku wschodnim, to znaczy w odwrotnym niż wszyscy. Postanowiłem czekać do wiosny.

20 X

Wizyty chirurga rosyjskiego są regularne. Podsuwam co mogę, tam jest bieda. Przeważnie proszę Slawko do rozmowy, ale też trochę sam daję radę. Jest w moim wieku, zawsze grzeczny, ale też zawsze nieufny. Ma na imię Timofiej.

24 X

Jean zleciał z dachu stodoły na jakieś graty rolnicze. Przywieziono poranionego i potłuczonego, ale na szczęście szybko. Poszedł zaraz na stół operacyjny. Doktor zreperował go dokładnie. Bardzo cierpi, pozostał w pokoju pooperacyjnym w baraku chirurgicznym.
Doktor poleca.
– Daj mu zastrzyk eukodalu wieczorem, drugi dobrze po północy, tylko uważaj wychodząc z baraku nocą, masz włożyć biały fartuch abyś był widoczny i nie spiesz się, idź wolno, by nie postrzelił cię wachman z wieży kontrolnej jak jednego z twoich poprzedników.
Bagatela. Rzecz w tym, Jules obok swoich wszystkich zalet, nie ma ręki do zastrzyków. Etienne budzi mnie o godzinie drugiej. Zbieram się szybko, wkładam fartuch i otwieram zewnętrzne drzwi. Do baraku operacyjnego muszę przejść przestrzeń widoczną z wieży. Nie mogę zrobić pierwszego kroku, zwykły strach.
Le temps arrive en lequel nous tous… (Przychodzi czas w którym...)
Wreszcie wychodzę na miękkich nogach. Zapala się reflektor na wieży, mam oświetloną drogę. Idę spokojnie, zawsze ten początek jest najtrudniejszy. Jules czeka, wszystko jest przygotowane. Jean stęka i narzeka. Po zastrzyku uspakaja się i zasypia. Do siebie wracam dużo pewniej. Etienine czeka w drzwiach.

25 X

Jean dostaje jeszcze dwa zastrzyki, noc – jak się wydaje – będzie miał spokojną.

27 X

Wiadomości z obozu. Niemcy w odwrocie, opuścili Kijów. Wszystkie wiadomości z obozu przekazuje Xavier. Ma dobrze zorganizowany serwis informacyjny.

29 X

W czasie obchodu rannego Jean Paul dziękując za odpoczynek, prosi o wypisanie ze szpitala. Wszyscy zaskoczeni, nawet dr Diez. Nie mam wątpliwości, pierwszy to przypadek, zwolnienia ze szpitala na własną prośbę.

3 XI

Do szpitala przywieziono Amerykanów. Są to ranni z oddziałów spadochronowych, wzięci do niewoli w czasie desantu u wybrzeży Afryki. Inwalidzi, po większych lub mniejszych amputacjach kończyn, niektórzy unieruchomieni, nieliczni jeszcze w bandażach. Wszyscy młodzi. Wraz z nimi sanitariusz, który udzielał im pierwszej pomocy, szczęśliwie nie został ranny. Jest to osiemnastolatek pochodzenia polskiego, John Peplowsky. Jakie szczęście dla nich, że ten sanitariusz ocalał. I my z tego korzystamy, mamy tłumacza. Dla nas będzie Jasiem.
Przyjazd Amerykanów zmusił Doktora do opróżnienia kilku łóżek. Odchodzą wyleczeni. Doktor zwalnia również Xavier. Kolano jego jest dawno wyleczone. Dr Diez prosi, aby Xavier pozostał jeszcze w szpitalu. Choroby umownie nazywane „wewnętrznymi”, gdy trafiają się na chirurgii, leczy dr Diez. To oznacza, że Xavier jest chory, ale na co? Nie mogę pytać dr Diez, dystans jest zbyt duży.

4 XI

Przyjeżdża własną „terenówką” Amerykanin w mundurze polowym z oznaką Czerwonego Krzyża na ramieniu.
Jasio tłumaczy – Amerykanin chce zobaczyć warunki bytowania swoich ziomków w szpitalu.
Pokazuję wszystko, co go interesuje. Gość chce rozmawiać z komendantem niemieckim szpitala. Prowadzą go do Hanssa. Rozmowa od progu jest dość ostra. Gość mówi po niemiecku jak Hanss, zwraca uwagę na brak ciepłej wody, centralnego ogrzewania pomieszczeń, właściwych toalet itd.
Hanss spokojnie odpowiada – że jest wojna, a Amerykanie są w niewoli.
Ten tylko na to czekał. Wyciągniętą broszurą wywija Hanssowi pod nosem i grozi mu powieszeniem za znęcanie się nad jeńcami.
Hanss baranieje. Scena jest z komedii, można było zapytać – kto tutaj u kogo jest w niewoli?
Po rozmowie, Amerykanin rozładowuje swoją „terenówkę”. Przywiózł paczki żywnościowe, sorty mundurowe, koce.

5 XI

Następny transport dla Amerykanów, wszystko włącznie z papierem toaletowym. Wierzyć się nie chce. Skąd ten facet od Czerwonego Krzyża wozi te paczki, a porusza się jak po własnym folwarku.

6 XI

Rene Coutan opuszcza szpital, wraca do Francji z transportem chorych.

7 XI

Wizyta Timofieja. Odbiera przygotowaną paczkę materiałów opatrunkowych. Dokładam paczkę papierosów „Sport”. Pierwsze słowa o sobie. Pochodzi z Żytomierza, szkołę medyczną ukończył tuż przed wojną.

10 XI

Rozmowa z Xavier o języku francuskim w dyplomacji. To, co najciekawsze – język francuski nie był jedynym językiem używanym w dyplomacji. Na dworze Regentki Zofii, siostry późniejszego Cara Piotra, językiem dyplomacji był język polski. Jeszcze za cara Piotra poseł rosyjski prowadził negocjacje na dworze Habsburgów w waszym języku, to na pewno wiesz. Tak więc, chacun a son tour. (na każdego przychodzi kolej)
– Nie, nie wiedziałem i przyznałem się do tego.

15 XI

List od Janki z dobrymi wiadomościami. Listy z domu to lektura wieczorna. Znam je już na pamięć.
(dalszy tekst nieczytelny)

15 XII

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. L'Abbe Debrey planuje pasterkę w starej tradycji francuskiej z kolędą La nuit chretien (Noc wierzących) śpiewaną przez chór i solistę przed jej rozpoczęciem. Chór jest już zorganizowany od dawna, natomiast brak jest solisty. L’Abbe z braku lepszego decyduje się ostatecznie mnie powierzyć tę rolę.
L’Abbe życzy sobie, aby każda narodowość zaśpiewała jedną kolędę w swoim ojczystym języku. W tej sytuacji tworzymy nasz chór.

18 XII

Wizyta Timofieja. Dziś opowiada o studiach medycznych w Rosji. – Brak lekarzy zmusza do szybkiego kształcenia adeptów kosztem poziomu ich wiedzy. Dlatego absolwenci często są bezradni wobec przypadków chorób niesymptomatycznych. Tylko nieliczni idą na studia uniwersyteckie. Timofjej po szkole dostał przydział do armii.

20 XII

W czasie prób, a raczej nauki kolęd poznaliśmy Amerykanina Christopher (zwanego Chris’em), muzyka. Gra na akordeonie.

25 XII

W dzień wigilijny przywieziono oficera ze złamaną kością biodrową (de la chanche). Doktor zarządził operację na godzinę piętnastą. Trwała długo.
Moje zadanie skromne, przygotowanie na odpowiedni moment gipsowych bandaży o właściwej wilgotności i pomoc przy ich nakładaniu po operacji, dla unieruchomienia prawego stawu biodrowego.
Wyszliśmy z sali operacyjnej po godzinie osiemnastej prosto na wigilię. Przygotował, ją Mieczysław. Przyszedł Doktor, aptekarz no i pozostali. Miałem w planie odwiedzenie tego wieczoru Xavier i Henri.
Zasiedliśmy do dużego stołu, lokując się na brzegu łóżek i zydelkach. Mieczysław, mistrz ceremonii, po opłatku i życzeniach – aby to była ostatnia wigilia za drutami – ponalewał samogonu. Nijak nie mogłem uchylić się od wypicia tej trucizny. Zgodnie z tradycją nie jedliśmy obiadu, opary eteru nie przestały jeszcze działać. W wyniku ogarnęła mnie senność nie do przezwyciężenia.
Obudziło mnie tarmoszenie. To ksiądz zaniepokojony moją nieobecnością w kaplicy o wyznaczonej godzinie, ruszył na poszukiwania moim śladem. Nie mogłem utrzymać się na nogach, dopiero wyprowadzenie na mróz przywróciło mi przytomność. Święta w tradycji niemieckie są – przypuszczam – silnie zakorzenione, w wieczór wigilijny nie obowiązuje zakaz wychodzenia z baraków po godzinie dwudziestej drugiej.
Pasterka w starej tradycji francuskiej pozostanie w pamięci. W ciemnej kaplicy jedna zapalona świeca na ołtarzu wyolbrzymia cienie figur i ozdób, które wyrastają ponad realną wielkość. Zebrani otoczyli ołtarz głęboką elipsą, pozostawiając wolną przestrzeń pośrodku kaplicy.
Pasterkę rozpoczyna stara pieśń La nuit chretien, potem początek nabożeństwa, a na „Gloria” zapalają się świece w rękach uczestników. Nastrój pogłębia gra Chris’a na akordeonie.
Zawsze uważałem ten instrument za jarmarczny, krzykliwy. Wirtuozeria Chris’a, a może także klasa instrumentu dawały w odbiorze wrażenie słuchania ściszonych organów w górnych rejestrach.
Swoje kolędy śpiewali: Francuzi, Amerykanie, Włosi no i my.
Solo w pieśni prowadzającej pasterkę – jak zapewniali moi Francuzi – śpiewałem podobno z fantazją. Nic dziwnego, jak po wódce. Sporo przyszło do kaplicy. Był także Slawko z kilkoma przyjaciółmi.
L’Abbe Debrey chwalił wszystkie śpiewy po zakończeniu pasterki, ale mnie przyganił z powodu zachowania. Nie dziwię się, gdyby nie zdołano przywrócić mnie do przytomności, nie było by La nujt chretien i pasterki w starym stylu. A ja? Cały kapitał zaufania, z takim trudem ciułany przez lata, przehulałem w jeden wieczór i to wigilijny.

27 XII

Slawko został przeniesiony do szpitala rosyjskiego. Razem z gitarą.

28 XII
Odwiedziny Timofieja. Uczy kolędy ukraińskiej:
Spij maluczkij, śpij prekrasnyj, bajuczku baju,
Ticho smotryj miesiac jasnyj w kołybie Twoju.

Czytany 1996 razy
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Najnowsze od Norbert Maczulis

Artykuły powiązane